piątek, 23 grudnia 2016

Smutne konsekwncje posiedzenia w Sali Kolumnowej 16 grudnia


Oto skromny przykład kłopotliwego myślenia i dezorientacji, jakiego doświadczają osoby zajmujące się podobnymi sprawami do moich. A jest to tylko jeden malutki przykład z możliwej ogromnej liczby podobnych problemów, które mogą być konsekwencją ostatnich wydarzeń mieszczących się w haśle „posiedzenie w Sali Kolumnowej 16 grudnia”. Pewnie lepiej jest tych rzeczy nie pojmować. Pewnie tak właśnie jest z większością współobywateli i nie jest to nic nadzwyczajnego ani przykrego – to jest normalne. Racja jakaś ostatecznie będzie po stronie normalnej większości. Możliwe, że już od kolejnego zdania przestanę być wystarczająco dla większości komunikatywny (wtedy lepiej dać sobie spokój – trud daremny), ale jeżeli współobywatelu stać Cię na ból poznania, myślenia i dezorientacji, to śmiało czytaj dalej – robi się wokół nas „ciekawie”.

Brzmieniem art. 9 ust. 2 w ustawie budżetowej na rok 2017 ustanawia się kwotę bazową dla nauczycieli w wysokości 2752,92 zł. W ustawie budżetowej na rok 2016 (Dz. U. 2016.278) ustanowiono kwotę bazową dla nauczycieli w wysokości 2717,59 zł. Czyli następuje wzrost kwoty bazowej o 1,3%.

Ale ustawę budżetową na rok 2017 uchwalono w czasie przebiegu 33 posiedzenia Sejmu w dniu 16 grudnia 2016 roku w trakcie kontynuacji posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej, gdzie w czasie jej uchwalania zaistniało powszechnie dostrzegalne przypuszczenie popełnienia deliktu w prawie konstytucyjnym. Popełnienie deliktu wydaje się być pewne. Pewność jest tu konsekwencją jawności i oczywistości toczącego się właśnie sporu w tym zakresie – sam fakt zaistnienia racjonalnych przesłanek sporu przemawia za koniecznością twierdzenia o popełnieniu deliktu. Tryb i sposób uchwalania ustaw nie może budzić żadnych wątpliwości, a w przypadku ich zaistnienia stwierdza się z natury rzeczy o przekroczeniu konstytucji w sposób widoczny dla społeczności poprzez czyn lub czyny niewyczerpujące znamion przestępstwa. Na gruncie prawa konstytucyjnego delikt konstytucyjny popełnił Marszałek Sejmu pan Marek Kuchciński, który, w związku z zajmowanym stanowiskiem i w zakresie urzędowania, swoim czynem w postaci kilku kolejnych decyzji i ich następstw umyślnie lub nieumyślnie naruszył konstytucję. To jednak jest tylko jedna strona zaistnienia sporu.

Drugą stronę sporu stanowi oficjalne oświadczenie Marszałka Sejmu, gdzie w konkluzji stwierdza się: „Uznać zatem należy, że głosowania przeprowadzone zostały w sposób zgodny z art. 188 ust. 3 Regulaminu Sejmu. 33. posiedzenie Sejmu zostało zakończone, a ustawa budżetowa została uchwalona. W konkluzji stwierdzam, że kontynuacja w dniu 16 grudnia 2016 r. 33. posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej była w pełni zgodna z Konstytucją RP i Regulaminem Sejmu.” Należy skromnie zauważyć, że wskazywanie zgodności z przywoływanym art. 188 ust. 3 Regulaminu Sejmu, jako kwestii oczywistej dla niemożności przeprowadzenia głosowania przy pomocy urządzenia do liczenia głosów i stawianie tej miary wykonawczej na równi z miarą oceny konstytucyjności wydarzenia i jego skutków, przemawia na rzecz świadomego lub nieświadomego (nie wiadomo co jest gorsze) uwikłania sporu przez pana Marszałka o kwestie oczywiste niższej rangi w celu zapewne unikania przyszłej odpowiedzialności w następstwach powszechności dostrzegania równie oczywistej istoty możliwych konsekwencji swego deliktu.

Pierwszą oczywistością jest to, że o popełnieniu deliktu konstytucyjnego rozstrzygać może jedynie Trybunał Stanu, którego skład określa art. 199 Konstytucji (obecny skład Trybunału Stanu). Teraz chyba będzie się działa kierować w tym kierunku…

Drugą oczywistością jest to, że do czasu ewentualnego rozstrzygnięcia właściwego dla danej sprawy każdy, kto będzie twierdził, że kwota bazowa dla nauczycieli w roku 2017 jest równa:

1) 2752,92 zł – będzie miał rację i poniesie wszelkie konsekwencje swych decyzji w związku z zajmowanym stanowiskiem i w zakresie wykonywanych czynności, jeżeli okaże się w uprawnionym rozstrzygnięciu, że jednak kwota bazowa dla nauczycieli w roku 2017 jest równa 2717,59 zł;

2) 2717,59 zł – będzie miał rację i poniesie wszelkie konsekwencje swych decyzji w związku z zajmowanym stanowiskiem i w zakresie wykonywanych czynności, jeżeli okaże się w uprawnionym rozstrzygnięciu, że jednak kwota bazowa dla nauczycieli w roku 2017 jest równa 2752,92 zł;

A uprawnione rozstrzygnięcie nie będzie przecież rozstrzygnięciem jakiego być może dokona Trybunał Stanu. Trybunał Stanu jedynie ukarze za dopuszczenie do zaistnienia dwóch różnych porządków prawnych. A czy Nowy Trybunał Konstytucyjny będzie władny ustanowić jeden porządek prawny i czy owo ustanowienie będzie mogło być powszechnie respektowanym?

Niedostrzeganie natury tych problemów przez widocznych na zdjęciach lub ich dostrzeganie, ale świadome ich pomijanie i publiczne zatajanie jest… - i tu nie umiem znaleźć w sobie odpowiednio i koniecznie na potrzeby tego tekstu gładkich i wymownych słów. Wolę ufać temu, że raczej jest to jakiś rodzaj tymczasowej i doraźnej gry politycznej serwowanej maluczkim przez wytrawnych graczy… i że już za parę dni nie będzie nawet cienia jakiegoś tam deliktu konstytucyjnego, a ten tekst będzie można wyrzucić do kosza...

A tak przy okazji – ciekawość, jak pan Prezydent, który przecież dojmująco musi pojmować innego rodzaju niekonstytucyjność kolejnych ustaw podsuwanych mu do podpisania (mam tu na myśli w szczególności uchwalone przed chwilą – tu bez deliktu – nowe prawo oświatowe) – jak to sobie w głowie układa (tu to pytanie sobie zadaję 23 grudnia 2016 roku jeszcze przed prawdopodobnym podpisaniem tych ustaw)?




czwartek, 22 grudnia 2016

Wyraźnie "gramoli się na krzyż"

…niby to wstała z kolan, ale jakżeż tragicznie i topornie gramoli się na krzyż…

To już jest chyba ten czas, w którym tak Zwolennicy jak i Przeciwnicy muszą się jednoczyć przeciw tej wyjątkowej nieudolności i niekompetencji. Nawet jeżeli jest się szczególnie pozbawionym sprawności w sztuce percepcji rzeczywistości, akceptowanie tego, czego doświadczamy, przestaje być „zabawne”. I nie chodzi tu oczywiście o jakieś drobnostki typu: kto, co powiedział; w którą stronę krzywo spojrzał; gdzie ręce złożył do modłów; dlaczego kichnął lub jakiej natury bąka puścił… Jeśli by nawet założyć, że racja (jakaś) jest lub była po stronie „dobrej zmiany”, to za obserwowany brak skuteczności i uzasadnienia, podłą infantylność, daremność, jałowość, płytkość i sloganowość… - a przede wszystkim za czynienie buraczanymi metodami tak smutnych i strasznych podziałów i niepokojów – to racje takie muszą być uznane za co najmniej jakimś diabelstwem mocno pomazane. Od początków istnienia historii wiadomym jest, że winnym jest zawsze ten, kto rządzi. 

Nawet bycie „niedouczonym w piśmie” nie może usprawiedliwiać akceptacji ostatniego przegięcia, czyli tego, że się będzie z fałszywym spokojem wmawiać o przyjęciu tej najważniejszej ustawy – ustawy budżetowej – zgodnie z powszechnie obowiązującymi zasadami mądrego parlamentaryzmu i jednocześnie tak prymitywnie wymazywać z ustroju możliwość czynienia właściwej i rzetelnej konstytucyjnej oceny! Udolna i kompetentna władza dopuszcza do takiej sytuacji (i to tuż przed Świętami)? Jakie będą tego już wkrótce i przyszłe konsekwencje? Wszystko co złe staje się możliwe i dopuszczalne! To nie jest brak odpowiedzialności – to tejże odpowiedzialności przerażająca karłowatość i karykaturalność. Jeśli Ta Pani jest Premierem, a Ci Panowie Marszałkami, to kim jest ów Pan siedzący w miejscu centralnym? Tak, Rząd ma mandat by rządzić, ale jaki ma mandat ten, który rządzi tym rządem, parlamentem, prezydentem,...?

Spierajmy się, ale nie dajmy się jeszcze głębiej podzielić. Dno już wypełnia całe niebo. Dość już tego skarlenia!
Sylwester przed Sejmem lub przed Pałacem Prezydenta? Nie wiem, co zrobi władza odpowiedzialna, ale widzę co czyni ta władza i nie mogę się z tym utożsamiać!

środa, 9 listopada 2016

Po co to piszesz?


– Po co to piszesz? Co chcesz osiągnąć? Rząd przecież już stwierdził, że swoich zobowiązań z kampanii dochowa, czyli gimnazja zlikwiduje. – powiedział mi ostatnio jeden z moich zacnych sąsiadów.
– Czytałeś ostatni otwarty list w tej sprawie kilkudziesięciu profesorów? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– A po co mi to czytać! Bez czytania wiem co tam jest. Pewnie piszą o likwidacji gimnazjów jako o dyktacie i karygodnej lekkomyślności, o ogromnym chaosie, o stratach finansowych samorządów i o zwolnieniach nauczycieli… Ani to dyktat, ani to chaos! A w ogóle to co to za profesorowie!? A Rząd nie mówi jakoś nic o żadnych stratach finansowych. A miejsc pracy dla nauczycieli to raczej chyba przybędzie!

W przeciwieństwie do poprzednich wypowiedzi zauważyłem tym razem w postawie sąsiada chłodny porządek i bardzo umiarkowane emocje. Nie chciałem ponownie wchodzić w powtarzające się dyskusje. Zadałem sąsiadowi jeszcze jedno pytanie. I tu ku memu zaskoczeniu nie było żadnej reakcji.
– Dlaczego teraz mówisz jednak o „likwidacji”? Bardzo się oburzałeś, kiedy ja używałem tego określenia. Przekonywałeś mnie o konieczności mówienia o „wygaszaniu”. Co się zmieniło? – Dalej już nie rozmawialiśmy o „wygaszaniu” gimnazjów.

Zacytuję siebie z 18 września: „Rzecz sprawnie napisana. Wyraźny cel z równie wyraźnym i celowym pominięciem koniecznych kolejnych zmian w następstwie osiągnięcia projektowanego celu. Jest to zmiana przełomowa; punkt zwrotny; punkt przegięcia; strzał, który zmienia linię świata na tej szerokości i długości geograficznej; coś, co przenosi do nieodgadnionej i koniecznie akceptowalnej przyszłości lub osuwa w mroki ponurej i równie akceptowalnej przeszłości; ryzyko, jakiego mądry się nie podejmie a głupi nawet nie pomyśli; ostatni moment, w którym można się zatrzymać – po przekroczeniu tego punktu wszystko będzie już miało charakter wtórny, konieczny, naturalny, potrzebny i niezbędny a pani Minister zostanie uznana za najwłaściwszą osobę w stosownym miejscu i czasie.”

Nie wierzyłem, że to tak szybko nastąpi!

„Zniewolony umysł” (zbiór 9 esejów Czesława Miłosza napisanych w 1951 r., opublikowanych w 1953 r. przez Instytut Literacki w Paryżu. Pierwsze wydanie w Polsce ukazało się poza cenzurą w 1978 r. oficjalnie dopiero w 1989 r.) – o tym nie miałem jeszcze okazji porozmawiać z sąsiadem (sąsiad jest zwykłym zwolennikiem „dobrej zmiany” w oświacie w szczególności) i sądzę, że w zwykłej rozmowie o tym, co niżej, to się porozmawiać nie da. Do pewnych wartości dochodzi się samemu albo nie dochodzi się nigdy.


O czym traktują wskazywane eseje Miłosza? O walce o Umysł. A walka ta rozgrywa się na trzech płaszczyznach: Prawdy, Szlachetności i Miłości. Gdzieś tu pojawia się lub jest raczej kreowany byt „Nowej Wiary”, która nie mając możliwości ingerencji w konflikt wewnętrzny człowieka, zadowala się zewnętrznymi oznakami jej przyjęcia. Umysł ostatecznie godzi się na kompromis i w konsekwencji poddawany jest działaniom sił zewnętrznych, które Miłosz przedstawia w formie alegorycznych bytów: Murti-Binga, Metody i Ketmana.

Pigułki Murti-Binga (wymyślone przez Stanisława Ignacego Witkiewicza) zyskują u Miłosza sens alegoryczny. Prawda zmaga się z Kłamstwem. Jednostka, dążąca siłą bezwładu do wpisania się w nową rzeczywistość społeczno-polityczną, rezygnuje z głoszenia Prawdy. Zaczyna posługiwać się Fałszem nazywając ów Prawdą i doprowadza do zwycięstwa Prawdy (w istocie będącego Fałszem). Byt Metoda, który włącza się do walki między Szlachetnością a Nikczemnością, staje się szybko jedynym uprawnionym sposobem myślenia i mówienia. Umysł po przyjęciu Murti-Binga i skazaniu się na Metodę stoi już blisko totalnego zniewolenia. I wtedy doświadcza się pomocy. Z pomocą przychodzi Ketman, czyli technika kamuflażu.
Miłosz przedstawia Ketman jako byt obrony przed całkowitym wewnętrznym zniewoleniem, czyli połknięciem i w konsekwencji zadziałaniem pigułki Murti-Binga. Byt Ketman realizować się może jako:
• Ketman narodowy – głośne manifestowanie swego podziwu dla osiągnięć narodowych w różnych dziedzinach; sekretna lojalność wobec interesów narodowych własnego kraju;
• Ketman czystości rewolucyjnej – wiara w „święty ogień” rewolucyjny;
• Ketman sceptyczny – zewnętrzny konformizm połączony z całkowitym cynizmem wobec Nowej Wiary (bezsensowność oporu);
• Ketman metafizyczny – przekonanie o metafizycznej zasadzie świata; próba przeniknięcia Nowej Wiary od wewnątrz i wywarcia wpływu na jej ewolucję;
• Ketman etyczny – kompensowanie niemoralnych metod sprawowania władzy poprzez skrupulatne przestrzeganie tradycyjnych norm etycznych w życiu osobistym.
U większości dochodzi jednak ostatecznie zawsze do kapitulacji. I następuje przyjęcie Nowej Wiary. Kolejnym bytem alegorycznym i ostatecznie najważniejszym – siłą zewnętrzną decydującą jest: Strach. A każdy, kto przeczytał wskazywane wyżej eseje Miłosza, wie coś jeszcze – co niech w tym tekście lepiej pozostaje tajemnicą (zdumienie i zaskoczenie przerasta znaczenie tych słów).

…i Czesław Miłosz został nagrodzony… – Autorytet kontra autorytet Władzy…

„W sytuacji, kiedy ktoś bez względu na argumenty stosuje dyktat, pozostaje tylko protestować.” (Prof. Jarosław Płuciennik) 
„Jednak jeżeli chcemy bronić demokracji, jeżeli będziemy chcieli ponownie ją instalować po stratach uczynionych przez wirus głupoty, to musimy wziąć się do roboty: wszyscy razem i każdy z osobna. Demokracja przyszłości musi polegać na wiedzy, bystrości, inteligencji, roztropności i wielu cechach, których nam nie brakuje, ale które zostały zepchnięte do kąta przez szatański sojusz mas z idiotami u władzy.” (Prof. Marcin Król)

Mam wrażenie, że mój Umysł już zaczyna przygotowywać się do łyknięcia Murti-Binga i dopada mnie Lęk (czyli jeszcze nie jest to Strach) przed dalszym pisaniem i mówieniem o „szatańskim sojuszu mas z idiotami”…

sobota, 5 listopada 2016

Do zwolenników „Dobrej zmiany” w oświacie

Kieruję te słowa do zwolenników „Dobrej zmiany” w szczególności w oświacie. Tworzymy Wspólnotę. To prawda, że dysponujemy różną wrażliwością, mamy różne wykształcenie i być może czytaliśmy różne książki. Spierajmy się w różnych kwestiach, które nas różnią. Spór jest pożądany. Zmusza do spostrzegania nowych możliwości. A możliwości są proporcjonalne do niepokoju. Nie udawajcie proszę, że nic Was nie niepokoi, skoro dostrzegacie możliwości. Polskie słowo „SPÓR” jest tak bardzo podobne do łacińskiego „SPQR” – kwestia jednej tylko kreseczki… – Senatus Popolusque Romanus – czy wiecie jakie ma znaczenie ta piękna formuła? (W. Litewski, Historia źródeł prawa rzymskiego, UJ, Kraków 1989). „Dobra zmiana” – czy prostota tej idei Was nie niepokoi? Nadmiar prostoty niektórych działań rodzi ich zbędne przyszłe komplikacje i trzeba wówczas jeszcze większej komplikacji, aby ponownie osiągnąć prostotę. I to, kurcze, właśnie się dzieje.

Sito zdarzeń bezwzględnie ujawnia i przepięknie maluje wyrazistością swych barw w równej mierze i mądrość, i głupotę. Widzę w jakich bólach i gmatwaninach emocjonalnych czezną „nibytoautorytety” – współczuję, ale wiem jak niezwykle ważne jest to dla dobra tak maluczkich, jak ja. Idzie to, co się rusza – a rusza się w polskiej oświacie bez wątpienia w stronę, która nie może być nazwana właściwą. 

W minionych latach postawa obywatelska cechowała się przede wszystkim świadomością praw i obowiązków obywatela. Obecnie istotą postawy obywatelskiej staje się świadomość praw i obowiązków oraz także i świadomość zagrożeń i przeciwstawiania się tym zagrożeniom. I chwała tym wszystkim, którzy się do tego przyczyniają (tu także po każdej ze stron). Uważam, że można być tu nawet optymistą. Optymista – czyli ktoś, kto wie, rozumie, czuje i pojmuje. Można być także pesymistą – czyli… Nie chcecie wiedzieć? To tak niewiele wysiłku – nie musicie wszystkiego czytać, ale przeczytajcie choćby opinię Rządowego Centrum Legislacji . „Rządowego…”, czyli należącego do tego Rządu, któremu przecież bezkrytycznie ufacie. Przeczytajcie jakąkolwiek jeszcze opinię – przecież też macie dostęp do tych samych usług internetowych i zapewniam Was – aby te opinie zrozumieć wcale nie trzeba znać się na prawie. Zrozumiecie i poczujecie wtedy, że „dobrą zmianę” nie tylko należy pisać przez małe „d” – poczujecie więcej, poczujecie oburzenie. Wasze oburzenie będzie większe – bo Wy z założenia „tym ludziom” ufacie. A jeżeli stać Was na to, żeby sięgnąć po projekty przepisów prawa – to będziecie zszokowani. Nie stać Was na to? To jakich dowodów potrzebujecie, aby pojąć tę prostą myśl, że proponowanym dziś zmianom w oświacie należy się przeciwstawiać niezależnie od tego, kim w tej naszej Wspólnocie Jesteście. Tu jesteśmy Razem.

Przedstawię Wam mały i prosty dowód pozorności, głupoty i niekompetencji. W czasie posiedzenia Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży (02.11.2016) poświęconego rozpatrzeniu i zaopiniowaniu wniosku o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej, pod koniec tego posiedzenia Pani Minister zabrała głos. Dość lekceważącym i wielce pouczającym w tonie (to moja obserwacja) głosem przypomniała o tym, że rozpisywano się w różnych publikacjach nad na przykład zarzutem Rządowego Centrum Legislacji wobec projektów ustaw zmian w prawie oświatowym, że mają charakter „blankietowy”. I tu Pani Minister pouczyła zebranych, że przecież nic wielce negatywnego to nie oznacza, bo oznacza jedynie, że projektowane przepisy odsyłają do przyszłych przepisów o wykonawczym charakterze, które dopiero gdzieś tam, kiedyś będą powstawać.

Szanowna Pani Minister – chciało się wręcz wykrzyczeć – Pani na prawdę nie pojmuje istotności tego zarzutu i to czynionego ze strony swego rządowego fachowego zaplecza. A czy Wy zwolennicy „dobrej zmiany” w oświacie to pojmujecie? Wyjaśnię to, na przesadnym w swej wymowie przykładzie (przesada bywa doskonałym środkiem dydaktycznym): wyobraźmy sobie, że tworzymy projekt ustawy zmiany prawa w pewnej ważnej kwestii w brzmieniu (tu celowo przesadnym) następującym: „…w zakresie zmiany w tej ważnej kwestii Minister Edukacji Narodowej określi to w drodze rozporządzenia…”; i nie Wiesz, co jest ważną kwestią, i nie Wiesz, jak zostanie kiedyś rzecz uregulowana – Wiesz jedynie, że jest coś ważnego do przyszłego uregulowania – to jest właśnie blankietowość – to określenie celowo ma pejoratywne w odbiorze znaczenie; a jednocześnie się wypowiada i nagłaśnia we wszelkich możliwych odmianach: „przeliczono, przedyskutowano i zaplanowano”, „a Pani Minister ma charakter, jest kompetentna i kocha polską szkołę…” – czy naprawdę nie dostrzegacie tu zwykłej infantylności, sprzeczności, głupoty, naiwności, partactwa i dyletanctwa… 

Zwolennicy „dobrej zmiany”! Przecież do Was się mówi: „…z oświatą jest źle, ale będzie dobrze – projektujemy w tym zakresie zmianę; już nawet mamy projekty ustaw…”. Zadajcie sobie proszę pytanie, co jest podstawą tego w Waszej postawie, że jesteście za tymi zmianami? Powtórzę: „to tak niewiele wysiłku – nie musicie wszystkiego czytać…”. Odważcie się przeczytać cokolwiek.

czwartek, 3 listopada 2016

Mit „Dobrej zmiany”


Mit „Dobrej zmiany” w oświacie to sposób myślenia, pojmowania i opisywania naszego polskiego kawałka świata. Nie jest on jakościowo odkrywczy i nie jest także wystarczająco przewidywalny, lecz jako skrajnie przewrotny, rewolucyjnie spójny oraz obezwładniająco ekspansywny – musi być traktowany poważnie. Chodzi tu o wymuszone wytworzenie, prymitywnymi metodami w zakresie łamania zasad legislacji, paraliżującego otoczenia prawnego – metodą balisty – jedyne co ocaleje, to tylko to, co jest miotane.

Wizja [1] – Nieuporządkowana logorea Pani poseł Marzeny Michałek (posiedzenie Sejmu w dniu 3 listopada; wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej) - sofistyczny sojusz mas. Konsultacje społeczne, uzgodnienia, opinie, komentarze... A z perspektywy moich dociekań – to tylko kolejny trick „dobrej zmiany”, być może nawet przewidziany i niemal zaplanowany protest; choć przepełniony racjonalizmem i empirycznymi dowodami, ale masowo chyba niemy - do Pani Michałek nie dociera. I w jakże trudnej w odbiorze przestrzeni chęci czynienia protestu (kto przegląda ze zrozumieniem zasoby Rządowego Centrum Legislacji - Pani Michałek na pewno nie miała na to ani czasu, ani chęci...), przestrzeni z której wylewa się na zewnątrz w rytmie widmowego rapu wodospad:

zdezorientowania, obałamucenia, ogłupienia, nabrania, naciągania, ocyganienia, odrwienia, okantowania, okłamania, ołgania, omamienia, omotania, oszachrowania, oszkapienia, oszołomienia, oszukania, oszwabienia, otumanienia, pomylenia, skokietowania, skołowania, wykiwania, zbajerowania, zbałamucenia, zmamienia, zmylenia, zwiedzenia, chwiejności, hamletyzmu, niepewności, niezdecydowania, rozdarcia, rozterki, wahania, zagubienia, bezładu, chaosu, miszmaszu, niechlujstwa, niedokładności, niefachowości, niejasności, niekonsekwencji, nieładu, nieporządku, nieskładności, niespójności, nieuporządkowania, niewiedzy, niezborności, pogmatwania, rozgardiaszu, zamętu, zamieszania, bałaganu, fermentu, ferworu, mętliku, niepokoju, zaplątania, rwetesu, szumu, wzburzenia, osłupienia, szoku, wstrząsu, zadziwienia, zaskoczenia, zdębienia, zdrętwienia, zdumienia, zdziwienia, zmieszania, mętu i przysłowiowego grochu z kapustą. 

Nie znajduję w fizycznej przestrzeni siły zdolnej do wytłumaczenia Pani Michałek, Pani Zalewskiej, Pani Szydło,..., że to nie jest tylko sofistyczny sojusz mas.

Wizja [2] – Uporządkowana wypowiedź Pana posła Rafała Grupińskiego (posiedzenie Sejmu w dniu 3 listopada; wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej). Ale, co wyżej „wylane” Dyktatorzy „dobrej zmiany”, jako efekt społecznej debaty z niewzruszoną afirmacją, z bezwzględnym odsyłaniem w niemy niebyt wszelkich racji przeciwnych, spokojnie, konkretnie i uporządkowanie tu kierunkują i rekapitulują:

„Przez ostatnich kilka lat szkoła straciła swoją wychowawczą funkcję. W związku z tym kluczowe jest stworzenie spójnej i drożnej struktury organizacji szkół oraz wydłużenie okresu kształcenia i wychowania w jednej szkole, w tej samej grupie rówieśniczej.”
„Niezrealizowanie założeń reformy oraz niezadowalająca diagnoza obecnego stanu liceów ogólnokształcących i szkół zawodowych stanowią podstawę proponowanej nowej struktury szkół oraz zmian w podstawach programowych.”
„Zmiany ustroju szkolnego opisane w projekcie ustawy Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe będą miały charakter ewolucyjny i rozpoczną się od roku szkolnego 2017/2018.”
„W projekcie ustawy zostały zaplanowane przepisy mające na celu ochronę miejsc pracy nauczycieli.”
„Reforma jest przeliczona, przedyskutowana i zaplanowana.”

To się chyba nazywa imperatywem zabójcy – najważniejszych wyborów dokonuje się szybko i z pominięciem wszelkich racjonalnych przesłanek. Mi jest zwyczajnie smutno...

środa, 2 listopada 2016

Homini mendaci, etiamsi vera dicit, nemo credit

Eksperymentowałem. Wsłuchiwałem się w głosy wypowiadane w czasie trwania posiedzenia Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży (02.11.2016, 16:56-21:04) poświęconego rozpatrzeniu i zaopiniowaniu wniosku o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej (druk sejmowy nr 934). Eksperyment polegał na tym, że jednocześnie jeszcze raz wczytywałem się w opinię Rządowego Centrum Legislacji () dotyczącą projektu ustawy „Prawo oświatowe” i projektu ustawy „Przepisy wprowadzające – Prawo oświatowe”. Dodatkowo konfrontowałem tę opinię ze skierowanymi już (28.10.2016) do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów nowych wersji projektów wskazanych wyżej ustaw.

Parę istotnych kwestii ulega istotnej zmianie. Miałem nadzieję (Głupi), że w czasie owego posiedzenia usłyszę jakieś uzasadnienia dotyczące naniesionych zmian w projektowanych zmianach adekwatnie do problemów wskazywanych w szczególności przez RCL. Usłyszałem wiele uzasadnień – kolejnych, mocno racjonalnych na brak słuszności proponowanych przez MEN zmian – jednak abstrahowały one w większości od konkretnych zapisów czynionych we wskazywanych projektach ustaw (zwłaszcza w ich kolejnej wersji). Usłyszałem wiele uzasadnień – ciągle takich samych, uzasadniających słuszność proponowanych zmian (Pani Minister posługuje się nowym wykrzyknikiem: „twarde dane!”) – jednak abstrahowały one w większości od konkretnych zapisów czynionych we wskazywanych wyżej projektach ustaw. 

„Uwzględniliśmy około dziewięćdziesiąt uwag” uczynionych w ramach zakończonych konsultacji – powiedziała Pani Minister. Prawda, istotnie wiele uwag uwzględniono (może i nawet dziewięćdziesiąt). Pojawiły się jednak jednocześnie nowe przepisy, które nie istniały w projekcie z 16 września, czyli nie były dostępne w czasie trwania konsultacji. „Dywersja legislacyjna”? O tych nowych przepisach Pani Minister nie wspomniała nawet cieniem jednego zdania.

Na wszelki wypadek dalej napiszę o tym, na czym się dobrze znam. Jak już pisałem o tym wcześniej w projekcie ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” w zakresie analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli projektuje się w art. 4 pkt 8) w powiązaniu z art. 4 pkt 7) zmianę w ustawie Karta Nauczyciela: „uchyla się art. 30a i art. 30b”. A analizę wydatków na wynagrodzenia nauczycieli za rok 2016 trzeba będzie przeprowadzić w zgodności z projektowanym art. 236 ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe”.

Od stycznia 2017 roku nauczyciele otrzymają podwyżki od 35 do 63 złotych. I o tym głośno powiedziano. Ile stracą skutkiem uchylenia art. 30a – żadna ze stron dyskusji nie miała tu nic do powiedzenia. Kto z nich w rzeczywistości czyta te projekty, opinie i uzasadnienia? Jest już dla mnie rzeczą pewną, że tu filozofia działania jest następująca: „robimy reformę, likwidujemy gimnazja, a prawo dopracuje się jakoś potem w trakcie…” – ostatnie zdanie Pani Minister niemal właśnie tak zabrzmiało…

Dla jasności kwestii o tym uchyleniu art. 30a napiszę ponownie. Co do zasady i istoty rzeczy projektowany art. 236 jest powtórzeniem obecnego art. 30a ustawy Karta Nauczyciela. O co więc chodzi? W związku z projektowanym uchyleniem w Karcie Nauczyciela art. 30a i 30b, przy założeniu, że ustawa „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” wejdzie w życie w styczniu – byłby problem z zaistnieniem podstawy prawnej dokonania analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli za rok 2016. Stąd projektuje się uregulowanie artykułem 236 kwestii konieczności dokonania analizy wydatków za rok 2016. I z tej perspektywy jest Ok.

Ale, w miarę studiowania z mojej strony całości projektowanych zmian, ich uzasadnień i dokonywanych z różnych stron (a zwłaszcza ze strony MEN) ocen – zdumienie, którego doświadczam, przerasta znaczenie tego słowa. Z pogłębionej analizy projektowanych zmian w zakresie problematyki analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli dochodzę jednak jednocześnie do przekonania przeciwnego. Wychodzi mi jednak na to, że do pożądanego uchylenia art. 30a i 30b w ustawie Karta Nauczyciela – nie dojdzie. Obecnie próbuję więc dociec tego, po co wobec tego zaistniała propozycja uchylenia art. 30a.

Do wnioskowania, że nie dojdzie do uchylenia art. 30a, skłaniają w szczególności następujące spostrzeżenia:
  • w projektach prezentowanych 16 września nie istniała kwestia uchylenia art. 30a i 30b KN;
  • pojawienie się w projekcie ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” art. 4 pkt 8) i pkt 7) oraz art. 236 (dotyczących uchylenia i konsekwencji w odniesieniu do roku 2016 uchylenia art. 30a i 30b KN) jest pozbawione nawet cienia uzasadnienia w aktualnym z 28 października dokumencie „Uzasadnienie projektu ustawy Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe”;
  • żaden z podmiotów biorących udział w etapie konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych (po 16 września) dotyczących projektów nie miał okazji wcześniejszego zaznajomienia się i dokonania oceny względem projektowanego uchylenia analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli;
  • uchylenie art. 30a KN uderza bezpośrednio w płace nauczycieli;
  • w projektowanych zmianach brak propozycji alternatywnej do art. 30a w rozumieniu art. 30 ust. 3 ustawy KN (w zakresie osiągania przez nauczycieli średniego wynagrodzenia) – zmiany w zakresie ustalania przez organy prowadzące szkoły będące jednostkami samorządu terytorialnego regulaminów wynagradzania nauczycieli, polegające na corocznym wydawaniu tych regulaminów – nie stanowią takiej alternatywy;
  • W projektowanym art. 236 w ust. 6. stwierdza się: „Jednorazowy dodatek uzupełniający, o którym mowa w ust. 3, nie jest uwzględniany jako składnik poniesionych wydatków na wynagrodzenia nauczycieli w odniesieniu do wysokości średnich wynagrodzeń, o których mowa w art. 30 ust. 3 ustawy – Karta Nauczyciela, w 2017 r.” – skoro za rok 2017 nie będzie się już dokonywać analizy wydatków, to ów ust. 6 stoi w sprzeczności z projektowanym uchyleniem dokonywania analizy lub w najłagodniejszym ujęciu jest niekonsekwencją względem projektowanego zamiaru;
  • w projektach nie uwzględniono konsekwencji uchylenia art. 30a i 30b w odniesieniu do przepisów zawartych w innych ustawach, w których przywołuje się art. 30a i 30b (na przykład w ustawie o systemie informacji oświatowej; dodatkowo obecny projekt zmiany ustawy o systemie informacji oświatowej nie uwzględnia projektowanego uchylenia art. 30a i 30b);
  • w dokumencie „Ocena skutków regulacji (łącznie dla ustawy Prawo oświatowe oraz Przepisy wprowadzające ustawę - Prawo oświatowe)” całkowitym milczeniem pominięto „skutki” (dla jst bardzo pozytywne, dla nauczycieli bardzo negatywne) projektowanego uchylenia art. 30a ustawy KN;
  • projektowane uchylenie art. 30a staje w sprzeczności do sentencji wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 16 lipca 2013 roku (K 13/10): „art. 30a ustawy Karta Nauczyciela jest zgodny z art. 167 ust. 1 i 4 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej […].”;
  • w dzisiejszym debatowaniu poświęconym rozpatrzeniu i zaopiniowaniu wniosku o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej nie wspomniano nawet o kwestii uchylenia art. 30a KN. 
A jeżeli do pożądanego uchylenia art. 30a i 30b w ustawie Karta Nauczyciela – dojdzie? Nie znam chyba wystarczająco stosownego określenia w języku opisu tych zagadnień na okoliczność pominięcia w takim przypadku wskazanych wyżej spostrzeżeń. Powinienem uznać wówczas siebie nie tylko za kogoś ze zbyt małą eksperiencją (w ramach zaistnienia jakiejś tu zapewne nowej systematyki pojmowania), ale także jak najszybciej zmienić przedmiot dociekań.

Wygląda więc na to, że MEN dokonuje swego rodzaju „spontanicznej wrzutki” (w znaczeniu zwrotu: „dywersji legislacyjnej”?) – dotyczy to także jeszcze paru innych propozycji (o których piszę w innych publikacjach), których nie było w projekcie z 16 września, które także nie były przedmiotem konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych (co jednak nie jest przedmiotem tego tekstu, a piszę o tym w ramach swego wzmiankowanego wyżej „zdumienia”). Propozycja uchylenia art. 30a KN jest pożądana i od dawna oczekiwana przez jednostki samorządu terytorialnego. Czyżby więc to była próba „ukłonu” (rozumianego jako nieuprawnionego legislacyjnego targu) w stronę jst na zasadzie: „…zgódźcie się na to i na to, a my wam w zamian damy to i to…”? Jeśli nauczyciele zorientują się, że będzie się dokonywać zmiany między innymi kosztem ich pensji, to co uczynią? A może zakłada się, że nauczyciele (i ich związki zawodowe) nie są w stanie czegokolwiek uczynić?

Jednocześnie MEN w opublikowanym podsumowaniu etapu konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych stwierdza w części dotyczącej sytuacji nauczycieli w okresie wdrażania zmian, a Pani Minister dziś po raz kolejny o tym głośno mówi: „W projekcie ustawy zostały zaplanowane przepisy mające na celu ochronę miejsc pracy nauczycieli […]. Zaprojektowano również przepisy mające na celu usprawnienie polityki kadrowej w okresie wdrażania zmian […]” – brak tam wzmianki nawet o pozbawianiu nauczycieli nie tylko części pieniędzy, ale nawet konstytucyjnego uprawnienia lub przynajmniej uprawomocnienia do badania osiągania średniego wynagrodzenia konfirmowanego art. 30 ust. 3 Karty Nauczyciela (tego przepisu nie projektuje się zmieniać).

Z podobną skalą hipokryzji prawnej i legislacyjnej nie miałem jeszcze okazji się zetknąć (dotyczy ta uwaga nie tylko zmian prawa oświatowego) – tak należy twierdzić, jeżeli opisywane kwestie są wynikiem świadomych zamierzeń i działań. Wolę jednak myśleć, że mamy tu do czynienia z dobrymi intencjami wyrażanymi jednak w wysoce nieumiejętny sposób – do partactwa i dyletanctwa można już było przywyknąć.

Nazywanie tego wszystkiego „dobrą zmianą” jest strasznie smutnym i ponurym żartem.

Generalnie to mi chodzi o to, że moje dziecko jest uczniem. Dewastacja systemu oświaty jaka już się zaczyna dokonywać (nawet jeśli te całe projekty zostaną odrzucone lub przesunięte w czasie) przerasta możliwości akceptacji wyobrażanych skutków, co najmniej po stronie takich jak ja, którzy siłą rzeczy jakoś to ogarniają. Słucham tych różnych wypowiedzi, czytam te wszystkie menowskie uzasadnienia (ostatnio po 28 października: „Uzasadnienie projektu ustawy Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” i „Ocena skutków regulacji łącznie dla ustawy Prawo oświatowe oraz Przepisy wprowadzające ustawę - Prawo oświatowe” oraz pierwsze dostępne odniesienia się wnioskodawcy do uwag zawartych w stanowiskach zgłoszonych w ramach opiniowania w zasobie Opiniowanie RCL)” i jestem wręcz „niezdrowo zachwycony” grubością warstwy prawnej i faktycznej jaką trzeba przykryć tak kolosalną i epokową nieodpowiedzialność aby wyglądała tak bardzo odpowiedzialnie i to w całkowitej abstrakcji od jednocześnie powszechnie wytaczanych racjonalnych i empirycznych przesłanek na brak słuszności w dokonywaniu tejże zmiany!? 

Homini mendaci, etiamsi vera dicit, nemo credit (Cyceron). „[…] przy różnych okazjach i z różnych powodów coraz intensywniej budujemy ministerstwa głupoty. Cywilizacyjna koniunktura na nieczytanie też nie sprzyja.” (Marcin Król).

sobota, 29 października 2016

Zmiana nastąpi!

Publikacja komunikatu MEN z 28 października: „Zakończył się etap konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych dotyczących projektów ustaw Prawo oświatowe oraz Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe. Projekty skierowane zostały dziś do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów.”

W porównaniu do projektu z 16 września pojawiło się sporo zmian. Pierwsze nowe spostrzeżenie dotyczy pojawienia się przepisów, które będą konfliktować różne środowiska, w szczególności środowisko nauczycielskie z jednostkami samorządu terytorialnego. W jednej z interesujących mnie tematyk: w nowym projekcie ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” w zakresie analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli projektuje się w art. 4 pkt 8) w powiązaniu z art. 4 pkt 7) zmianę w ustawie Karta Nauczyciela: „uchyla się art. 30a i art. 30b”.

W odniesieniu do wskazanej projektowanej zmiany w uzasadnieniu stwierdza się: „Proponuje się zmiany w zakresie ustalania przez organy prowadzące szkoły będące jednostkami samorządu terytorialnego, regulaminów wynagradzania nauczycieli, polegające na corocznym wydawaniu tych regulaminów. Regulaminy te będą obowiązywały od dnia 1 stycznia do 31 grudnia i będą uzgadniane ze związkami zawodowymi zrzeszającymi nauczycieli. Regulaminy z poprzedniego roku będą mogły obowiązywać maksymalnie przez dwa miesiące od dnia ogłoszenia ustawy budżetowej. Jednocześnie uchyla się przepis art. 30a i 30b ustawy – Karta Nauczyciela dotyczący obowiązku dokonywania przez organy prowadzące corocznej analizy ponoszonych wydatków na wynagrodzenia dla nauczycieli oraz możliwości dokonania przez regionalne izby obrachunkowe kontroli wysokości średnich wynagrodzeń nauczycieli.”

Czyli nie uzasadnia się w żaden sposób uchylenia art. 30a i art. 30b w ustawie Karta Nauczyciela. Czyni się „ukłon” w stronę jednostek samorządu terytorialnego; …i taki zamiar jest oczekiwany, i jest Ok, i gdybym był samorządowcem (a mam ich wśród znajomych i przyjaciół), to umiałbym teraz wyrazić stan zadowolenia z takiego zamiaru – jeżeli rzecz się wypełni – już nie trzeba będzie dokonywać sprawdzenia, czy wynagrodzenia nauczycieli osiągają „średnie wynagrodzenia” w rozumieniu art. 30 ust. 3 Karty Nauczyciela; nie trzeba będzie wyliczać i wypłacać ewentualnych jednorazowych dodatków uzupełniających… Czyli tymi, którzy mogą stracić konkretne złotówki będą nauczyciele (nie tylko z gimnazjów – lecz ze wszystkich szkół i placówek oświatowych, dla których organem prowadzącym jest jednostka samorządu terytorialnego) – …i gdybym był nauczycielem (a mam ich wśród znajomych i przyjaciół), to mój stan irytacji (delikatnie napisane) przekroczył by teraz granice możliwości ujęcia go w dające się w odbiorze zaakceptować słowa.

Czy mam może rozważać, po stronie których przyjaciół i znajomych mi teraz stanąć należy? Czy dam się uwieść takiej wymowie projektowanych zmian?

Celny strzał (a jest takich w nowym projekcie jeszcze kilka). „Reforma jest przeliczona, przedyskutowana i zaplanowana. Przy projektowaniu zmian przewidzieliśmy finansowanie zwiększonych wydatków samorządów związanych z reformą.” – pisze MEN w komunikacie z 28 października w części zatytułowanej „Finansowanie reformy”. Czyli „przeliczono, przedyskutowano i zaplanowano” finansowanie także kosztem nauczycielskich pensji.

Nauczyciele raczej nie czują tego, o co chodzi w analizie wydatków na wynagrodzenia nauczycieli i postrzegają konsekwencje tejże analizy jako coś na kształt „czternastki” – mocno do takiego postrzegania przyczyniły się media. Art. 30a ustawy KN oraz właściwe przepisy wykonawcze są skrajnym przykładem legislacyjnej nieudolności i niekompetencji poprzedników obecnego władztwa MEN – stopień komplikacji, uznaniowości i braku precyzji zawarty w tych przepisach przekracza swą wyjątkowością osiągnięcia polskiej legislacji w tych zakresach. I z tej perspektywy propozycja uchylenia art. 30a i 30b może i powinna być opisywana jako „słuszny kierunek” i „dobra zmiana”.

Ale…

…w sentencji wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 16 lipca 2013 roku (K 13/10) stwierdza się: „art. 30a ustawy Karta Nauczyciela jest zgodny z art. 167 ust. 1 i 4 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej […].” A z uzasadnienia faktycznego i prawnego tego wyroku można wynosić, że likwidacja art. 30a ustawy KN stanie się możliwa chyba dopiero wraz z likwidacją Karty Nauczyciela. Jeśli zatem pojawienie się art. 30a ustawy KN zawyrokowano jako zgodne z Konstytucją, to projektowane obecnie uchylenie staje w sprzeczności z Konstytucją (…tego nie da się uzasadnić – zatem i zrozumiałym się staje brak jakiegokolwiek uzasadnienia w tym zakresie…).

Napiszę tak: …partactwo i dyletanctwo tych, którzy doprowadzili do zaistnienia stanu prawnego wynikającego z art. 30a ustawy KN cechującego się wskazanym wyżej stopniem komplikacji, uznaniowości i braku precyzji – daje się ostatecznie ogarnąć i opanować dzięki w szczególności interwencji Trybunału Konstytucyjnego; myślę, że normalny, pozostający przy zdrowych zmysłach obywatel, nauczyciel, samorządowiec, rodzic – nie jest w stanie ogarnąć dewastacji jaką obecnie nam się projektuje w szczególności w oświacie (a opisywany wyżej przykład jest także bardzo wymownym na dewastację znaczenia Trybunału Konstytucyjnego); myślę, że „Projektanci” zdają sobie doskonale sprawę z powszechnej niemocy ogarnięcia „Projektowanego Zamiaru”, który w swej istocie prowadzi do realizacji li tylko wysoce zdeterminowanych i trącących fanatyzmem celów politycznych; …i dlatego myślę, że zamiar się powiedzie.

Zmiana nastąpi! Możliwe, że czegoś nie pojmuję. „Dyskutujmy o zmianach. Nie będziemy dyskutować o tym, po co te zmiany”. „…opinie ze strony 13 ministrów oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Rządowego Centrum Legislacji; 90 opinii od partnerów społecznych, w tym przede wszystkim od nauczycieli, rodziców oraz uczniów; 17 opinii od organów i instytucji państwowych; ponad 2400 komentarzy od obywateli…” – zapoznałem się z projektami (także z tymi najnowszymi); zapoznałem się z opiniami ministerstw i partnerów społecznych (lektura iście katorżnicza; być może zmarnowałem czas): „ujmująca autocenzura czynionych osądów; symboliczna delikatność czynionych ocen; apokaliptyczna niemal w wymowie, ale ostatecznie poddańcza akceptacja czynionych zamiarów; dogmatyczna tolerancja obecności w życiu publicznym Dyktatorów Dobrej Zmiany…” – przeciw – konsekwentnej zapowiedzi zmiany i markowania na oszałamiającą skalę działań potwierdzających słuszność zamiarów; do tego doskonała strategia – wcześniej absurdów i ochłapów, teraz wzbogacona o smaczne kąski dla jednych będące jadem dla drugich. Nie trudno wywnioskować efekt końcowy. Coraz bardziej pojmuję dostrzegalną i przytłaczającą pewność siebie po stronie Wodzirejów.

Pojawienie się wyżej wątku związanego z Trybunałem Konstytucyjnym tylko dodatkowo uprawnia do ponownego zacytowania dwóch następujących podsumowań opisywanych wyżej szczegółowych kwestii ukazanych w tle ogółu projektowanych zmian:
…w chwili wystarczająco niepowściągliwej emocji onegdaj napisałem: „Każdy, kto choćby odrobinę czuje język tu użyty […], wie, że […] w ramach dopuszczalnego tu poziomu użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie i intelektualnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.”
…albo prościej cytując klasyka: „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny).
…a jeszcze trochę widoczne na dołączonym obrazku, wiodące hasło „dobrej zmiany” staje się pomału już i coraz mnie widoczne…

środa, 19 października 2016

Ręce mi tylko opadają

Wykazałem już w szczególności w poprzednich postach, że dobrze pojmuję zamiary Ministerstwa Eufemizmów Narodowych (wygaszanie – zamiast likwidacja…).

Uważam, że jestem znakomitym kandydatem na oferowane przez MEN stanowisko "Głównego specjalisty do spraw: prowadzenia postępowań administracyjnych dotyczących likwidacji...". To już nawet granice ironii przekracza - a jest to przecież obiektywna rzeczywistość. Wyślę swoją ofertę na to proponowane przez MEN stanowisko (https://bip.men.gov.pl/…/glowny-specjalista-w-wydziale-info…)...

Jestem teraz w trakcie „ciekawej lektury” opublikowanych już ocen i opinii w serwisie RCL dotyczących najnowszych projektów zmian prawa oświatowego - właśnie się kończy okres konsultacji. Nic tu już więcej dodać się nie da, zatem w nudny sposób zacytuję sam siebie i najbardziej adekwatne dotychczasowe przywołania: 
1. „Każdy, kto choćby odrobinę czuje język użyty w dokonywanych ocenach, wie, że w ramach dopuszczalnego tam (RCL) poziomu językowego użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.”
2. „Jesteśmy świadkami i uczestnikami „Dobrej zmiany w systemie oświaty”. Żadne oceny RCL, Tego czy Tamtego Ministra, Podmiotu, Profesora, Autorytetu, a nawet Głupka spod budki z piwem już tego trendu nie zmienią. Poddajecie się Państwo Samorządowcy, Dyrektorzy, Nauczyciele, Rodzice,…”; 
3. „Ujmująca autocenzura czynionych osądów; symboliczna delikatność czynionych ocen; apokaliptyczna w wymowie, ale ostatecznie poddańcza akceptacja czynionych zamiarów i wreszcie dogmatyczna tolerancja obecności w życiu publicznym osoby Pani Minister – oto wszystkie cechy samospełniającej się zapowiedzi.”

A to lubię najbardziej...
4. „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny).

Nie załamuję się. Ręce mi tylko opadają, jestem wstrząśnięty, ale nie zmieszany. Nie lubię mieć racji tam, gdzie ta racja i mi także szkodzi.

sobota, 15 października 2016

Głupota

Jeszcze nigdy tak Wielu nie traciło tak Wiele przez Głupotę tak niewielu.

"Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci."

środa, 12 października 2016

MEN – Ministerstwo Eufemizmów Narodowych

...
zasnął w Panu – zamiast umarł;
poległ – zamiast zginął;
wygaszanie – zamiast likwidacja;
Dobra zmiana w systemie oświaty – zamiast Durna zmiana w systemie oświaty…

Eufemizm – wyraz lub peryfraza zastępująca słowo lub zwrot, które ze względu na tabu kulturowe, religijne lub polityczne, ze względu na zabobon, na cenzurę lub autocenzurę (polityczną lub obyczajową), pruderię, współczucie, poprawność polityczną, delikatność, uprzejmość, dobre wychowanie mówiącego/piszącego nie może lub nie powinno być używane. Eufemizm ma przynajmniej jedną cechę wspólną ze słowem, które zamienia i wywołuje pozytywne lub neutralne skojarzenia – a w przypadku „Dobrej zmiany w systemie oświaty” – bezwzględnie skrajnie skojarzenia fałszywe.

W mojej ocenie gadanie o likwidacji jako o wygaszaniu a o „durnej zmianie” jako o „dobrej zmianie” jest kpiną z inteligencji, ironicznym dysfemizmem i w konsekwencji sarkastycznym wulgaryzmem.

…i zmiana nastąpi! Ujmująca autocenzura czynionych osądów; symboliczna delikatność czynionych ocen; apokaliptyczna w wymowie, ale ostatecznie poddańcza akceptacja czynionych zamiarów i wreszcie dogmatyczna tolerancja obecności w życiu publicznym osoby Pani Minister – oto wszystkie cechy samospełniającej się zapowiedzi. Niezwykłe – wystarczy konsekwentna zapowiedź zmiany, markowanie na dużą skalę działań potwierdzających słuszność zamiarów, pomijanie lub sprowadzanie do absurdów i bzdur rzetelnych i obiektywnych ocen… - i już. No, uczyć się można od PM.

Właśnie od poniedziałku Jesteście świadkami i uczestnikami „Dobrej zmiany w systemie oświaty”. Żadne oceny RCL, Tego czy Tamtego Ministra, Podmiotu, Profesora, Autorytetu, a nawet Głupka spod budki z piwem już tego trendu nie zmienią. Poddajecie się Państwo Dyrektorzy, Nauczyciele, Rodzice,… - a Pani Minister Eufemizmów Narodowych właśnie triumfuje (godny podziwu rośnie nam tu Dyktator Polskiej Oświaty). „Doskonała strategia” – zamiary posunięte poza granice absurdu, ale tylko po to aby móc się wycofać z zamiarów (ochłapów) najbardziej absurdalnych w chwilach burzliwego, słusznego, buntowniczego ostrzału, co w konsekwencji uczyni zamiar likwidacji ostatnim nienaruszalnym bastionem („The Last Stand”, Sabaton – muzyka walki, heroizmu i przetrwania; mocne uderzenie mocnych ludzi – Pani Minister chyba także słucha tej muzyki? – kurde, co za towarzystwo w chęci słuchania…). I zostanie bastion na ugorze, tam-tarra-dam... – będzie to chyba mocno mało przyjazne środowisko dla naszych dzieci.

No to jak – ostatni zryw, czy zgoda na czas realnego socjalizmu w oświacie? Po zapoznaniu się z ostatnimi komentarzami, cmentarnymi przewidywaniami, bezkontekstowym fukaniem i wylewem żalów i trosk – jestem absolutnie przygnębiony i zaczynam się uzbrajać w możliwości skutecznego domagania się już wkrótce zadośćuczynienia strat jakie zapewne jako rodzic będę ponosił. I w tym zakresie pozostaję z pogodnym dystansem.

sobota, 8 października 2016

Przyłączam się jako Rodzic do protestu

Przyłączam się jako Rodzic do protestu, eksplozji potrzeby buntu, skrajnego wyrazu obywatelskiej troski…

Obserwuję ewolucję prawa oświatowego od kilkunastu lat. Pewnego dnia „dobrzy ludzie” dopuścili do postępującej i krępującej komplikacji tego prawa. I musiała nastać epoka partactwa. Po spartaczeniu tego wszystkiego, co się dało spartaczyć – przyszło dyletanctwo. A dziś w miejsce partaczy i dyletantów przyszli barbarzyńcy.

„[…] projekt powiela przede wszystkim wadliwe ukształtowanie większości upoważnień ustawowych, przekazując szereg kwestii do uregulowania wyłącznie w aktach wykonawczych, bez zawarcia w ustawie podstawowych rozwiązań merytorycznych w danym zakresie […], należy wskazać na blankietowy charakter oraz brak lub niewystarczającą treść wytycznych w odniesieniu do upoważnień do wydania aktów wykonawczych […]”

Jest to tylko skromny, ale i najbardziej wymowny cytat z kilkustronicowej oceny zaprezentowanych 16 września projektów zmian w prawie oświatowym, oceny dokonanej przez Rządowe Centrum Legislacji. Rządowe – znaczy dokonane przez podmiot należący do Tego Rządu, którego przedstawicielem jest pani Minister Edukacji Narodowej. Tak skrajnie negatywnej oceny czynionej przez RCL to jeszcze w minionych latach nie czytałem (a jest to tylko jedna z dostępnych już ocen „dobrej zmiany w oświacie”). Każdy, kto choćby odrobinę czuje język użyty w cytowanej ocenie, wie, że na tych kilku stronach w ramach dopuszczalnego tam poziomu językowego użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.

Dowody poprawności przedstawianej tu refleksji? Proszę: tejże oceny dokonuje RCL (R – rządowe); jeszcze nikomu nie udało się zmobilizować do wspólnych działań tylu różnorodnych środowisk jednocześnie (mobilizacji dokonuje MEN!); protest, eksplozja potrzeby buntu, skrajny wyraz obywatelskiej troski…

…ale co dalej? Odwieczny taki sam cykl: …zamiar zmiany, zmiana, brak roztropności i nieumiarkowanie, nierozsądna wiara, nieodpowiedzialność, partactwo i dyletanctwo, barbarzyństwo, klęska, zamiar zmiany… - ciekawość, kto tym razem poświęci siebie na Ołtarzu Miotły – no przecież ktoś to będzie musiał posprzątać!

Czasami zamiar zmiany jest Dobrą Zmianą, a czasami jest Durną Zmianą. A barbarzyńców przegnać to się nigdy nie da. „Barbarzyńcy zawsze przychodzą i odchodzą” (Kawafis, "Czekając na barbarzyńców"). Z jednej strony autentyczne (to tylko moja obserwacja postawy pani Minister) przeświadczenie w sporze o słuszności zapowiedzi zmiany, które jednak nie opiera się o wystarczająco racjonalne fakty i przez to bardziej przypomina wiarę w nieuchronność tego, co – jak brzmi zapowiedź – wydarzyć się musi (i na tym polega trik – „rozmawiajmy” o tym, co wydarzyć się musi; nie będziemy rozmawiać o tym, dlaczego wydarzyć się musi). Z drugiej strony rodząca się w reakcji na tę wiarę pilna potrzeba buntu, potrzeba tym silniejsza im bardziej zderza się z tą właśnie wiarą. Żywię przekonanie, że w demokracji trzeba się umieć buntować. I to zawsze. Zdecydowanie przyłączam się do buntu.

poniedziałek, 3 października 2016

Potrzeba buntu

Byłem dziś uczestnikiem wciągających sporów. Przedmiotem sporów były projektowane zmiany w oświacie – ta tematyka jakoś tak chwilowo mnie dopadła i zaborczo opanowała. 

Z jednej strony autentyczne przeświadczenie w sporze o słuszności zapowiedzi zmiany, które jednak nie opiera się o wystarczająco racjonalne fakty i przez to bardziej przypomina wiarę w nieuchronność tego, co się przecież – jak brzmi zapowiedź – wydarzyć musi. Z drugiej strony rodząca się w reakcji na tę wiarę pilna potrzeba buntu, potrzeba tym silniejsza im bardziej zderza się z tą właśnie wiarą. Żywię przekonanie, że w demokracji trzeba się umieć buntować. I to zawsze.

Zatem wiara w co? Wiara w to, czego jeszcze nie ma, a co jeśli będzie, to wyznawcy tej wiary zanim jeszcze się wypełni już w przytłaczająco zaborczy sposób ogłaszają lepszym od tego, co jest. Potrzeba buntu? To, co jest, jest lepsze od tego, czego nie ma, właśnie dlatego, że po prostu jest. Jeśli zaistnieje w miejsce tego, co jest, to, czego jeszcze nie ma, to oczywiście stanie się to kosztem tego, co jest. Czy ów koszt równoważą przynajmniej zapowiadane dobrodziejstwa wiary? Jeśli li tylko równoważą, to po co ta zmiana. Jeśli przewyższają, to w którym miejscu dostępnych projektów można to dostrzec?

Odpowiedź brzmi – Nie, koszty zmiany nawet nie są równoważone. Najprostszym na to dowodem jest całkowite abstrahowanie od źródeł finansowania zmiany połączone z enigmatyczną zapowiedzią: „to za kilka lat”. Prośba o wskazanie podstaw, w zakresie zaplanowanych regulacji, możliwości policzenia kosztów, po stronie adresata takiej prośby kończy się porażką. Prośba o wskazanie podstaw, w zakresie zaplanowanych regulacji, możliwości wypełnienia się dobrodziejstw (w żaden racjonalny sposób niedookreślonych) – kończy się porażką. Co więc zawierają zaplanowane regulacje? Zawierają jedynie rzetelny opis sprawnej likwidacji tego, co jest. Dodatkowo likwidacja jest poprzedzona zapowiedzią, że nastąpić musi.

I wiara w to jest tak wszechogarniająca, że wychodzi na to, że owa likwidacja nastąpi.

Potrzeba buntu jest obywatelską cnotą. To dyspozycja, co do której zakłada się, że nie ma jej w tym, co jest likwidowane. Dyspozycji tej nie ma się z przyrodzenia. Można jej się jedynie nauczyć. Dlatego zmiana musi nastąpić szybko – aby brakło czasu na naukę potrzeby buntu (iście szatański trik). Przeciw cnocie staje temperament i namiętność. Cnota okraszona temperamentem i namiętnością to przejaw mądrości. Temperament i namiętność bez cnoty to przejaw bytów mądrości przeciwnych. Dalej nie do pominięcia są roztropność i umiar, które przejawiają się w zdrowym rozsądku.

Co nakazuje zdrowy rozsądek? Nakazuje nie marnować tego, co jest. Nakazuje ulepszać i udoskonalać, czynić to, co jest – lepszym. Nakazuje także zmieniać, ale nie wedle miar wiarą deklarowanych, lecz wedle tego, co zdrowy rozsądek, roztropność i umiar w mozole czasu wypracują.

Wychodzi na to, że jestem konserwatystą (chciałbym myśleć, że rozsądnym, roztropnym i z umiarem, ale w sporze z cnót tych mnie obdarto), a Ci, którzy byli ze mną w sporze, to nierozsądni, nieroztropni i nieumiarkowani rewolucjoniści (zapierający się absolutnie swych rewolucyjnych zapędów). Po mojej stronie jest potrzeba racjonalnego buntu, po ich stronie nieuchronna i niczym niemiarkowana wiara.

Tu się powołam na Autorytety w dziedzinie pojmowania tych kwestii (M. Król, „Pora na demokrację”). „Roztropność jest cnotą umiarkowanie konserwatywną. Skłania nas bowiem do tego, byśmy rozważając jakąkolwiek zmianę, wiedzieli, po pierwsze, dlaczego zmieniamy, i po drugie, na co zmieniamy. Zmiany czynione dla zmian to rewolucyjna zasada.” 

A stosowanie zasad rewolucyjnych zawsze prowadzi do wymiany kadr. Wymiana kadr to zastępowanie doświadczonego niedoświadczonym. Kiedy czytam liczne głosy za „dobrą zmianą” w oświacie – dominują tam takie wątki: „…dlaczego np. dyrektorzy nie chcą zmian…, …bo ich wymiecie z posad…”; „…dlaczego nauczyciele milczą…, …bo nie pojmują potrzeby buntu…”; „…dlaczego rodzice nic nie czynią…, …bo są w sojuszu z wiarą…”. Ależ oczywiście, że tak się stanie: dyrektorów wymiecie, nauczyciele pozostaną w milczeniu a rodzice w „sojuszu”. Tu właśnie roztropność nakazuje to, aby nie spodziewać się zbyt wiele od współobywateli, którzy szatańsko i rewolucyjnie stymulowani są żądni zmian i wymiany, ale najlepiej to aby istoty zmiany i wymiany raczej nie pojmowali (tu się tłumaczę z określenia „szatański sojusz mas ze stultus maiestate”).

Nie należysz do mas i nie pragniesz być „stultus” – przegrywasz. Ale na pewno możesz liczyć na umiar w traktowaniu przegranego. Umiar w traktowaniu przegranego jest cnotą. I oto paradoks: skoro zmarnowanie tego, co jest, jest cnocie przeciwne, to z godnością potraktować należy tych, którzy przegrają. A że przegrają wszyscy, tym większa godność z przegranej. A wielka godność, to wielka cnota.

I tak oto entuzjazm manifestowanej wiary w „dobrą zmianę” w oświacie stawiać musi cnotliwego obywatela w sytuacji koniecznego wyboru. Dla jednych (z nadmiarem temperamentu i namiętności) może być to wybór tak dramatyczny, że aż prosty; dla drugich (z nadmiarem zdrowego rozsądku) tak banalny, że aż prosty. To manifestowana nieroztropnie, nieumiarkowanie i nierozsądnie wiara w „dobrą zmianę” musi rodzić potrzebę buntu, potrzebę protestu i manifestowania domagania się rzetelnego uzasadnienia tej zmiany, uzasadnienia tak głupio i dramatycznie najbardziej potrzebnego samemu zmieniającemu.

piątek, 30 września 2016

Ridet et diabolus…

To było tak ważne, że nie będzie zasługiwać na zaistnienie…

W ostatnim dniu Kongresu Zarządzania Oświatą zorganizowanego w Gdańsku przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty kilkuset jego uczestników spotkało się z przedstawicielami MEN, w tym z wiceministrem oświaty Maciejem Kopciem. Po około 50 minutach „przemówienie” pana wiceministra organizatorzy Kongresu przerwali zwracając się z apelem do przedstawicieli resortu: „Bardzo prosimy ministerstwo, aby wysłuchało naszego zadania, a nasze zdanie - myślę, że wszystkich tutaj zgromadzonych jest takie: podejmijcie wreszcie partnerski, poważny dialog ze społeczeństwem. Zatrzymajcie reformę ustroju szkolnego, zacznijmy wreszcie konsultować i rozmawiać”. MEN oczywiście nie będzie komentować wydarzenia, nie będzie nawet informować o tym, że wydarzenie miało miejsce.

W mojej ocenie to, co przedstawiciele MEN mieli do powiedzenia w powiązaniu z tym, co usłyszeli, można uznać za ostatnią prostą przed zbliżającym się ostrym zakrętem, przed którym można jeszcze zwolnić – jeszcze jest na to czas. To, czego byłem świadkiem wyraziście oddaje znane już powszechnie zdanie: „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny)

Przedstawiciele „Głupiej Władzy” udawali, że informują. Zgromadzeni nie udawali, że są „niedorozwinięci”. Przerwali traktowanie ich „jakby głupich”. Pan wiceminister tak bardzo nadużywał zwrotu „jakby”, że jest to nadużycie nie tylko ewidentnym znakiem paraliżującego inteligencję stresu mówiącego (a budząca się tu litość jest upokarzająca), ale także zapewne daleko idącego wewnętrznego konfliktu i przekonania o „jakby” reformie – niepewność czynionych twierdzeń dosłownie kipiała w postawie zapadających się ramion pana wiceministra; pozostali przedstawiciele MEN „jakby” nie istnieli. Inteligentny i dowcipny dystans oraz utrzymanie skrajnych emocji na wodzy po stronie zgromadzonych uczestników było wyjątkowe i godne podziwu. Wreszcie nie wytrzymali i powiedzieli (z godnością używając bardziej „okrągłych” słów niż te tu dalej): „znamy objawy Głupoty i wiemy jakie będą ich konsekwencje”.

Szanowni uczestnicy Kongresu – aż się chciało to wykrzyczeć – mówicie mądre rzeczy, ale kto was słucha; mądry „głupiego” ani mądrym, ani głupim nawet zdaniem nie przekona. Tu nie ma na to żadnych szans. „Głupi” nie ma zdolności myśleć w kategoriach ważnych i długoterminowych. „Głupiego” cechuje żenujący brak orientacji. „Głupi” radośnie pogłębia głupotę i coraz bardziej przez to głupieje: „zmienię gimnazja na licea i co mi kto zrobi!”. Projekty nowych ustaw z 16 września to (cytując klasyka) „dopuszczenie do upadku sensu, treści, formy i rozumnej informacji” – i już do tego dopuszczono. Po przestudiowaniu tych projektów mam przede wszystkim równe sto procent pewności, że pani w szczególności minister, która wykazała się już semantycznym brakiem pojmowania znaczenia niektórych słów, tu konsekwentnie wedle tej samej modły myli „przeczytałam ze zrozumieniem” z „zreferowano mi szybko, wybiórczo i pobieżnie”. Rozumiem, pojmując skrajność zamiarów wpisanych w owe projekty, że można być jedynie fanatycznym zwolennikiem tychże zamiarów, a będąc jak ja po drugiej stronie – jest się godnym jedynie skrajnych epitetów i poniżeń.

Nie ma po co tu wypisywać wypisanych już mrowia argumentów przeciw i tych nielicznych i ciągle ewoluujących za. Nie umiem znaleźć w sobie – no taki Głupi jestem – wystarczająco prostych i jasnych słów na dostatecznie wymowne skomentowanie „mądrości” wpisanych w projekty ustaw. Jest w tym jakieś mistyczne wręcz diabelstwo. Przeczytasz – czujesz potrzebę zabrania głosu; stajesz się częścią rodzącej się niby-dyskusji nad słusznością projektowanych zmian – nie nad tym, czy w ogóle mają nastąpić, tylko nad ich skalą słuszności; nie przeczytasz – czuj się winnym – nie masz prawa stać się częścią „jakby” dyskusji nad słusznością projektowanych zmian. Psu na budę projektowane „mądrości” nawet nie wystarczą; nic z nich nie wynika poza marnowaniem wszystkiego, co tylko da się zmarnować. Prościej napisać tego już nie potrafię.

MEN doskonale zdaje sobie sprawę z istnienia koniunktury na nieczytanie „mądrości projektowanych”. OSKKO ostatecznie nie mając innego wyjścia wpisuje się w tę koniunkturę. Brak pani minister na Kongresie; lichowatość absolutna „jakby” wystąpienia pana wiceministra; udatnie zagrana aż do „czerwoności” po każdej ze stron grzeczność i wstrzemięźliwość czynionych osądów; bezwzględne odrzucenie przez OSKKO projektowanej reformy z wyrażeniem decyzji o nie braniu udziału w pozbawionej sensu konsultacji – czynią z jednego z najważniejszych głosów duchowej autentycznej elity polskiej oświaty – głos nieważny; MEN nawet nie „beknie” nad znaczeniem wydarzenia.

Proponuję zacząć liczyć straty. Moja córka jest uczennicą drugiej klasy gimnazjum. Być może moja znajomość prawa nie jest imponująca, ale wykorzystam wszystkie znane mi już teraz możliwości uzyskania zadośćuczynienia strat z jakich już zdaję sobie sprawę, strat jakich dozna moja rodzina od tych podmiotów, które będą mi winne stosowne zadośćuczynienie – czego z całą pewnością i bezwzględnością dowiodę. Żałuję (naiwnie sądząc, że „nie wypada”), że nie wystąpiłem jak dotąd w szczególności przeciw na przykład naruszaniu dóbr osobistych poprzez bezrefleksyjne, niefrasobliwe i nieodpowiedzialne gromadzenie zdumiewająco ogromnych zasobów danych osobowych poprzez ułomną aplikację „nowego SIO”. Od dziś, we wszystkich nadarzających się okazjach, w ramach obowiązków jakie realizuję, będę rozpowszechniał wiedzę w zakresie prawnych podstaw zaistnienia możliwości skutecznego przeciwstawiania się temu, ku czemu dąży w wielu aspektach MEN. Moja obywatelska godność – nie zdawałem sobie dotąd sprawy z istnienia takiego zakątku w mojej osobowości – została zraniona. W najciemniejszych kątach wyobraźni wydłubałem już jamę dla tego, z czym, mimo podejmowanych usilnych prób, nie potrafię się pogodzić.

Nie umiem dokonać obiektywnej oceny całości tego, czego doświadczam obecnie w moim kraju. Ale to, na czym w przekonaniu innych się znam, w przykry sposób zmusza do dokonywania skrajnych wyborów. Doświadczenie uczy, że lepiej to chyba jednak się żyje bez zbyt daleko idącego pojmowania rzeczy – dlatego pojmowanie staje się tym boleśniejsze im bardziej w zamiarze miało być przyjemnie kojącym.

Najwartościowszy i mocno zobowiązujący dla mnie głos jaki usłyszałem w ostatnim dniu Kongresu Zarządzania Oświatą zorganizowanego w Gdańsku przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty wybrzmiał gdzieś w tle następująco: „rodzice tych dzieci, które będą ofiarami tej reformy dużo mogą, to od nich teraz będzie najwięcej zależało”.

Zacytuję jeszcze ważne słowa przywołanego na początku tego tekstu Autorytetu: „…przyszłość musi polegać na wiedzy, bystrości, inteligencji, roztropności i wielu cechach, których nam nie brakuje, ale które zostały zepchnięte do kąta przez szatański sojusz mas z idiotami u władzy…”. Nikogo nie obrażam, a dowodem na to jest to, że sam nie czuję się obrażony. Doznaję jedynie niepotrzebnie zajmującego, dziwnie pociesznego i trudnego do opanowania wkuziretowania, które właśnie wykrzyczałem i już mi jest luźniej za kołnierzem. I wiem, że wysłano tego biednego pana wiceministra tylko po to, żeby i tym i owym po prostu nieco ulżyło… ridet et diabolus…

niedziela, 18 września 2016

Punkt przegięcia...

Przebrnąłem przez gąszcz przepisów zawartych w projekcie ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” i w projekcie ustawy „Prawo oświatowe”. I raczej jestem skłonny używać porównania nie tyle do „gąszczu” przepisów, lecz raczej bliżej mi do określania rzeczy mianem „gęstego ugoru” przepisów. Projekty poznałem parę dni wcześniej. Mam to już trochę przetrawione. 

Zgodnie z „przewidywaniami”, o których już tu pisałem, projektowane zmiany nie zmieniają obowiązku dokonywania analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli. Nie zmieniają się także kwestie istnienia i funkcjonowania systemu informacji oświatowej; tu raczej zarysowuje się stan przedłużonego oczekiwania na odpowiedź: co dalej z tym bezrefleksyjnym, niefrasobliwym i nieodpowiedzialnym gromadzeniem zdumiewająco ogromnych zasobów danych osobowych poprzez ułomną… – no teraz już chyba raczej sprawną - aplikację...? Oto macie jeszcze lepsze narzędzie do sprawniejszego gromadzenia danych osobowych;). Tu padło także zwykłe kłamstwo ze strony pani Minister – wśród raportów NIK (na które powoływała się pani Minister na okoliczność sugerowania, że owe dowodzą słuszności projektowanych zmian) brak jest raportu NIK (publikacja wstrzymywana od marca) zawierającego negatywną ocenę „nowego sio” (konieczność zwrotu pieniędzy do kasy UE?…).

Najkrócej pisząc – owe dwa w szczególności (analizowane tu przeze mnie w zasobach Facebook’a) obowiązki pozostają. Zmiana ustawy Karta Nauczyciela w projektowanym art. 4 ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” nie dotyka problematyki art. 30a ustawy Karta Nauczyciela. Podobnie projektowany art. 91 tego samego projektu nie zmienia istoty rzeczy w zakresie SIO. Kwestie dotyczące finansowania zadań oświatowych nie są przedmiotem przywołanych wyżej projektów. Jedyna informacja dotycząca kwestii „finansowania” była poruszona w wystąpieniu pani Minister – cytuję z pamięci: „projekty ustaw dotyczące finansowania pojawią się w ciągu najbliższych lat”; …jeśli mówiący jest świadom tego, co mówi - ...coś będzie w istotnej tu tematyce proponowane (najpierw ledwie proponowane) za najwcześniej dwa lata…

Podzielę się tu jeszcze ogólną refleksją. „Ugór” jednoznacznie ma tylko jeden cel: „zlikwidować gimnazja”. I z tej perspektywy projekty ustaw są wystarczająco czytelne. Projektowane jest dokonanie zmiany struktury. Informacja dotycząca tego, czym ta nowa struktura zostanie wypełniona jest bliska zeru. Jeżeli wskazywane projektami zmiany dojdą do skutku, to jest to zapowiedź wielu licznych kolejnych zmian „Prawa oświatowego” w krótkich odstępach czasu z jednoczesnym stopniowym „wygaszaniem” przepisów obecnie obowiązujących (ustawy o systemie oświaty, ustawy Karta Nauczyciela, ustawy o systemie informacji oświatowej). Zapowiedź tego (i tu tymczasem nie wiem – chaosu czy uporządkowanego chaosu) już jest uczyniona: zwracam szczególną uwagę na te projektowane przepisy, które zmieniają kolejne ustawy zmieniające ustawę o systemie oświaty w kontekście projektowanej ustawy „Prawo oświatowe” bez jednoczesnego uchylania istoty (czyli dalej funkcjonuje) obowiązującej ustawy o systemie oświaty (póki co, przy odrobinie cierpliwości przedmiot analiz ogarniam). 

Zauważam jeszcze jedną rzecz (wśród przyjaciół i znajomych mam wielu nauczycieli) – podczas wystąpienia pani Minister w części dotyczącej „wsparcia dla nauczycieli” padły w szczególności słowa (cytuję z pamięci): „liczba oddziałów klas 7 i 8 będzie większa niż byłaby liczba klas I i II gimnazjalnych; na podstawie danych SIO szacowane jest ponad 5 tysięcy oddziałów więcej; oznacza to zwiększenie zatrudnienia nauczycieli” (chodzi tu oczywiście o dane ze „starego sio”, co jest pośrednią zapowiedzią jego trwania). Otóż w projektowanych przepisach tego nie widać. Wręcz przeciwnie, projektuje się duży zbiór przepisów dotyczących zwalniania nauczycieli, przenoszenia w stan nieczynny i w konsekwencji zwalniania, proponowania (zmuszania do…) innych warunków zatrudnienia, innego zakresu czynności, uzupełniania, przenoszenia, zamieniania, zwiększania, zmniejszania,… - dla nauczycieli polecam gorąco lekturę od art. 121 do 333(!?) projektu ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe”. Uważam wręcz, że dla swego dobra i nie wyrażania w wyobrażanej projektowanymi przepisami przyszłości jakichkolwiek pretensji do świata lub utyskiwania na zły los – obowiązkiem nauczyciela powinno być zapoznanie się z tymi przepisami.

Ten sam przedział (121 – 333) polecam także przedstawicielom organów prowadzących – wszystkie trudne sprawy są „delikatnie” (ale i ujmująco zdecydowanie, wyczerpująco i sprytnie) cedowane na barki jednostek samorządu terytorialnego bez wskazywania źródeł finansowania (to za kilka lat…).

Cała konstrukcja i chyba jakiś mocno świadomy i celowy zamysł projektodawcy jest dość czytelny. Z perspektywy techniki prawodawczej nie ma się czego czepiać. Rzecz sprawnie napisana. Wyraźny cel z równie wyraźnym i celowym pominięciem koniecznych kolejnych zmian w następstwie osiągnięcia projektowanego celu. Jest to zmiana przełomowa; punkt zwrotny; punkt przegięcia; strzał, który zmienia linię świata na tej szerokości i długości geograficznej; coś, co przenosi do nieodgadnionej i koniecznie akceptowalnej przyszłości lub osuwa w mroki ponurej i równie akceptowalnej przeszłości; ryzyko, jakiego mądry się nie podejmie a głupi nawet nie pomyśli; ostatni moment, w którym można się zatrzymać – po przekroczeniu tego punktu wszystko będzie już miało charakter wtórny, konieczny, naturalny, potrzebny i niezbędny a pani Minister zostanie uznana za najwłaściwszą osobę w stosownym miejscu i czasie (a z mowy ciała w czasie wystąpienia 16 września wnioskuję, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę).

Resztę pytań i poszukiwania odpowiedzi pozostawiam czytelnikowi tego tekstu… Już mi zlecono ciekawie sformułowane przygotowanie oczekiwanie analitycznych dociekań, które dadzą się wystarczająco i koniecznie komunikatywnie wyrazić. Możliwe, że wniknięcie głębiej w materię i istotę mutata intentione pozwoli zaprzyjaźnić się z bonum spectrum?

środa, 24 sierpnia 2016

Czekając na Barbarzyńców


Dziś, dla racjonalnej równowagi i emocjonalnej odmiany, zmęczony Polityką, Newsweekiem, TVN24, Gazetą Wyborczą, Szkłem Kontaktowym,... wczytałem się w teksty dostępne w serwisach wPolityce, wSieci, TelewizjaRepublika, pikio, natemat, niezalezna, prawicowyinternet,... i kilka podobnych, oczywiście wszystko z końcówką ".pl" i dokonałem niezależnego autorskiego odkrycia. 

Otóż w większości są to krótkie formy (i do tego nic nie mam) o zaskakującej puencie; często miałem wrażenie, że czytam fraszki niemal, a w paru przypadkach otarłem się o epigramaty (tak krótkie i tak lakoniczne w zakresie formy, treści i idei przekazu); w wielu przypadkach owe krótkie formy trącały aforyzmem wywodząc się jakoby wprost z tekstów informacyjnych zamieszczanych na grobach, pomnikach, przedmiotach ofiar wotywnych; w wielu przypadkach zbliżałem się w odbiorze i chęci zrozumienia do form inskrypcyjnych pisanych niemal dystychem elegijnym... - no i co? Prawda, że się wspiąłem wyczynowo na wyżyny pojmowania? Gdzie się takie rekordy odnotowuje? Pokojarzyły mi się różne zaczytane tam myśli i sam tym zaskoczony, przypomniałem sobie Konstandinosa Kawafisa (to ten na zdjęciu; poeta - o którym wspominał parę razy mój obecnie ulubiony autor, filozof i historyk idei Marcin Król. Resztę zatem tego, co mi się po tej bogatej dnia mijającego lekturze w głowie zakłębiło, oddam wierszem klasyka Kawafisa: "Czekając na barbarzyńców"

Zebrani na rynku. A na cóż czekamy?
Barbarzyńcy dziś tu przyjść mają.

A dlaczego w senacie bezczynność taka?
Siedzą senatorowie – czemuż praw nie uchwalają?
Dlatego że barbarzyńcy dziś przyjść tu mają.
Na cóż by się senatorów prawa zdały?
Barbarzyńcy, gdy przyjdą, ustanowią prawa.
Dlaczego nasz cesarz tak wcześnie się zbudził
I zasiadł – w największej z bram naszego miasta –
Na tronie, w majestacie i koroną na głowie?

Dlatego że dziś tu barbarzyńcy przyjść mają.
Czeka cesarz u bramy, aby tam powitać
Ich naczelnika. I przygotował oto nawet
Pismo obszerne, które wręczyć mu zamierza –
A wiele godności i tytułów w nim wypisał.

A czemuż dwaj konsulowie nasi i pretorzy
Przyszli w szkarłatach, haftowanych togach?
Po co te bransolety, ametysty i pierścienie
Z przepysznych szmaragdów blaskiem?
I czemuż w rękach drogocenne laski trzymają,
Srebrem i złotem tak pięknie inkrustowane?

Dlatego że barbarzyńcy dziś tu przyjść mają,
A rzeczy takie barbarzyńców olśniewają.

Czemuż, jak zwykle, retorzy świetni nie przychodzą,
By oracje, które ułożyli, wygłaszać?

Dlatego że barbarzyńcy dziś tu przyjść mają,
A nudzą ich takież deklamacje i przemowy.

A dlaczego wszystkich niepokój tak nagle ogarnął?
Zamieszanie skądże? I twarze jakże spoważniały.
Dlaczego ulice tak szybko pustoszeją
I place? Do domu wszyscy zamyśleni wracają.

Dlatego że noc zapadła, a barbarzyńcy nie przyszli.

Jacyś nasi, co od granicy właśnie przybyli,
Mówią, że żadnych barbarzyńców już nie ma.

Bez barbarzyńców? Cóż teraz poczniemy?
Ludzie owi wszak byli rozwiązaniem.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Nastał upadek sensu, treści, formy i rozumnej informacji!

Życie zawodowe zmusza mnie do czytania w szczególności przepisów prawa oświatowego. Nie jestem głupi, ale czuję się taki głupi – a sprawia to w tej chwili ustawa o systemie oświaty i kolejne (zwłaszcza ostatnie) ustawy zmieniające. Twierdzę, że ludzie zajmujący się oświatą w moim kraju mogą już tylko udawać, że wiedzą o co tu chodzi. 

Dwa znamienne cytaty (cytuję tych, którzy próbują owo zrozumieć i już także zgłupieli): „…część przepisów […], mimo ustalenia tekstu jednolitego ustawy o systemie oświaty - na zasadzie przepisów intertemporalnych - nadal znajduje się w ustawie z dnia 13 czerwca 2013 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw.”; „…ustawa zmieniająca zmienia przepisy dostosowujące wcześniejszej ustawy zmieniającej ustanawiając jednocześnie kolejne przepisy dostosowujące w tym samym zakresie przepisów przejściowych…”. 

Polecam zapoznanie się z przedłożonym posłom sprawozdaniu Krajowej Rady Regionalnych Izb Obrachunkowych z działalności za 2015 rok (ponowny wniosek o rezygnację z kolejnych nowelizacji obowiązującej ustawy o systemie oświaty na rzecz przygotowania nowej ustawy); jeśli słowami można wyrazić to, jak bardzo opadają ręce, to KRRIO właśnie to wyraziła. Ciekawość, co będzie w sprawozdaniu za rok 2016? 

Proszę (tylko dla odważnych) wczytać się w kolejne projekty kolejnych zmian – to już będzie całkowity upadek sensu, treści, formy i rozumnej informacji. Wniosek: tak, to już czas dla mnie zająć się czymś innym.