sobota, 29 października 2016

Zmiana nastąpi!

Publikacja komunikatu MEN z 28 października: „Zakończył się etap konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych dotyczących projektów ustaw Prawo oświatowe oraz Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe. Projekty skierowane zostały dziś do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów.”

W porównaniu do projektu z 16 września pojawiło się sporo zmian. Pierwsze nowe spostrzeżenie dotyczy pojawienia się przepisów, które będą konfliktować różne środowiska, w szczególności środowisko nauczycielskie z jednostkami samorządu terytorialnego. W jednej z interesujących mnie tematyk: w nowym projekcie ustawy „Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe” w zakresie analizy wydatków na wynagrodzenia nauczycieli projektuje się w art. 4 pkt 8) w powiązaniu z art. 4 pkt 7) zmianę w ustawie Karta Nauczyciela: „uchyla się art. 30a i art. 30b”.

W odniesieniu do wskazanej projektowanej zmiany w uzasadnieniu stwierdza się: „Proponuje się zmiany w zakresie ustalania przez organy prowadzące szkoły będące jednostkami samorządu terytorialnego, regulaminów wynagradzania nauczycieli, polegające na corocznym wydawaniu tych regulaminów. Regulaminy te będą obowiązywały od dnia 1 stycznia do 31 grudnia i będą uzgadniane ze związkami zawodowymi zrzeszającymi nauczycieli. Regulaminy z poprzedniego roku będą mogły obowiązywać maksymalnie przez dwa miesiące od dnia ogłoszenia ustawy budżetowej. Jednocześnie uchyla się przepis art. 30a i 30b ustawy – Karta Nauczyciela dotyczący obowiązku dokonywania przez organy prowadzące corocznej analizy ponoszonych wydatków na wynagrodzenia dla nauczycieli oraz możliwości dokonania przez regionalne izby obrachunkowe kontroli wysokości średnich wynagrodzeń nauczycieli.”

Czyli nie uzasadnia się w żaden sposób uchylenia art. 30a i art. 30b w ustawie Karta Nauczyciela. Czyni się „ukłon” w stronę jednostek samorządu terytorialnego; …i taki zamiar jest oczekiwany, i jest Ok, i gdybym był samorządowcem (a mam ich wśród znajomych i przyjaciół), to umiałbym teraz wyrazić stan zadowolenia z takiego zamiaru – jeżeli rzecz się wypełni – już nie trzeba będzie dokonywać sprawdzenia, czy wynagrodzenia nauczycieli osiągają „średnie wynagrodzenia” w rozumieniu art. 30 ust. 3 Karty Nauczyciela; nie trzeba będzie wyliczać i wypłacać ewentualnych jednorazowych dodatków uzupełniających… Czyli tymi, którzy mogą stracić konkretne złotówki będą nauczyciele (nie tylko z gimnazjów – lecz ze wszystkich szkół i placówek oświatowych, dla których organem prowadzącym jest jednostka samorządu terytorialnego) – …i gdybym był nauczycielem (a mam ich wśród znajomych i przyjaciół), to mój stan irytacji (delikatnie napisane) przekroczył by teraz granice możliwości ujęcia go w dające się w odbiorze zaakceptować słowa.

Czy mam może rozważać, po stronie których przyjaciół i znajomych mi teraz stanąć należy? Czy dam się uwieść takiej wymowie projektowanych zmian?

Celny strzał (a jest takich w nowym projekcie jeszcze kilka). „Reforma jest przeliczona, przedyskutowana i zaplanowana. Przy projektowaniu zmian przewidzieliśmy finansowanie zwiększonych wydatków samorządów związanych z reformą.” – pisze MEN w komunikacie z 28 października w części zatytułowanej „Finansowanie reformy”. Czyli „przeliczono, przedyskutowano i zaplanowano” finansowanie także kosztem nauczycielskich pensji.

Nauczyciele raczej nie czują tego, o co chodzi w analizie wydatków na wynagrodzenia nauczycieli i postrzegają konsekwencje tejże analizy jako coś na kształt „czternastki” – mocno do takiego postrzegania przyczyniły się media. Art. 30a ustawy KN oraz właściwe przepisy wykonawcze są skrajnym przykładem legislacyjnej nieudolności i niekompetencji poprzedników obecnego władztwa MEN – stopień komplikacji, uznaniowości i braku precyzji zawarty w tych przepisach przekracza swą wyjątkowością osiągnięcia polskiej legislacji w tych zakresach. I z tej perspektywy propozycja uchylenia art. 30a i 30b może i powinna być opisywana jako „słuszny kierunek” i „dobra zmiana”.

Ale…

…w sentencji wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 16 lipca 2013 roku (K 13/10) stwierdza się: „art. 30a ustawy Karta Nauczyciela jest zgodny z art. 167 ust. 1 i 4 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej […].” A z uzasadnienia faktycznego i prawnego tego wyroku można wynosić, że likwidacja art. 30a ustawy KN stanie się możliwa chyba dopiero wraz z likwidacją Karty Nauczyciela. Jeśli zatem pojawienie się art. 30a ustawy KN zawyrokowano jako zgodne z Konstytucją, to projektowane obecnie uchylenie staje w sprzeczności z Konstytucją (…tego nie da się uzasadnić – zatem i zrozumiałym się staje brak jakiegokolwiek uzasadnienia w tym zakresie…).

Napiszę tak: …partactwo i dyletanctwo tych, którzy doprowadzili do zaistnienia stanu prawnego wynikającego z art. 30a ustawy KN cechującego się wskazanym wyżej stopniem komplikacji, uznaniowości i braku precyzji – daje się ostatecznie ogarnąć i opanować dzięki w szczególności interwencji Trybunału Konstytucyjnego; myślę, że normalny, pozostający przy zdrowych zmysłach obywatel, nauczyciel, samorządowiec, rodzic – nie jest w stanie ogarnąć dewastacji jaką obecnie nam się projektuje w szczególności w oświacie (a opisywany wyżej przykład jest także bardzo wymownym na dewastację znaczenia Trybunału Konstytucyjnego); myślę, że „Projektanci” zdają sobie doskonale sprawę z powszechnej niemocy ogarnięcia „Projektowanego Zamiaru”, który w swej istocie prowadzi do realizacji li tylko wysoce zdeterminowanych i trącących fanatyzmem celów politycznych; …i dlatego myślę, że zamiar się powiedzie.

Zmiana nastąpi! Możliwe, że czegoś nie pojmuję. „Dyskutujmy o zmianach. Nie będziemy dyskutować o tym, po co te zmiany”. „…opinie ze strony 13 ministrów oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Rządowego Centrum Legislacji; 90 opinii od partnerów społecznych, w tym przede wszystkim od nauczycieli, rodziców oraz uczniów; 17 opinii od organów i instytucji państwowych; ponad 2400 komentarzy od obywateli…” – zapoznałem się z projektami (także z tymi najnowszymi); zapoznałem się z opiniami ministerstw i partnerów społecznych (lektura iście katorżnicza; być może zmarnowałem czas): „ujmująca autocenzura czynionych osądów; symboliczna delikatność czynionych ocen; apokaliptyczna niemal w wymowie, ale ostatecznie poddańcza akceptacja czynionych zamiarów; dogmatyczna tolerancja obecności w życiu publicznym Dyktatorów Dobrej Zmiany…” – przeciw – konsekwentnej zapowiedzi zmiany i markowania na oszałamiającą skalę działań potwierdzających słuszność zamiarów; do tego doskonała strategia – wcześniej absurdów i ochłapów, teraz wzbogacona o smaczne kąski dla jednych będące jadem dla drugich. Nie trudno wywnioskować efekt końcowy. Coraz bardziej pojmuję dostrzegalną i przytłaczającą pewność siebie po stronie Wodzirejów.

Pojawienie się wyżej wątku związanego z Trybunałem Konstytucyjnym tylko dodatkowo uprawnia do ponownego zacytowania dwóch następujących podsumowań opisywanych wyżej szczegółowych kwestii ukazanych w tle ogółu projektowanych zmian:
…w chwili wystarczająco niepowściągliwej emocji onegdaj napisałem: „Każdy, kto choćby odrobinę czuje język tu użyty […], wie, że […] w ramach dopuszczalnego tu poziomu użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie i intelektualnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.”
…albo prościej cytując klasyka: „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny).
…a jeszcze trochę widoczne na dołączonym obrazku, wiodące hasło „dobrej zmiany” staje się pomału już i coraz mnie widoczne…

środa, 19 października 2016

Ręce mi tylko opadają

Wykazałem już w szczególności w poprzednich postach, że dobrze pojmuję zamiary Ministerstwa Eufemizmów Narodowych (wygaszanie – zamiast likwidacja…).

Uważam, że jestem znakomitym kandydatem na oferowane przez MEN stanowisko "Głównego specjalisty do spraw: prowadzenia postępowań administracyjnych dotyczących likwidacji...". To już nawet granice ironii przekracza - a jest to przecież obiektywna rzeczywistość. Wyślę swoją ofertę na to proponowane przez MEN stanowisko (https://bip.men.gov.pl/…/glowny-specjalista-w-wydziale-info…)...

Jestem teraz w trakcie „ciekawej lektury” opublikowanych już ocen i opinii w serwisie RCL dotyczących najnowszych projektów zmian prawa oświatowego - właśnie się kończy okres konsultacji. Nic tu już więcej dodać się nie da, zatem w nudny sposób zacytuję sam siebie i najbardziej adekwatne dotychczasowe przywołania: 
1. „Każdy, kto choćby odrobinę czuje język użyty w dokonywanych ocenach, wie, że w ramach dopuszczalnego tam (RCL) poziomu językowego użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.”
2. „Jesteśmy świadkami i uczestnikami „Dobrej zmiany w systemie oświaty”. Żadne oceny RCL, Tego czy Tamtego Ministra, Podmiotu, Profesora, Autorytetu, a nawet Głupka spod budki z piwem już tego trendu nie zmienią. Poddajecie się Państwo Samorządowcy, Dyrektorzy, Nauczyciele, Rodzice,…”; 
3. „Ujmująca autocenzura czynionych osądów; symboliczna delikatność czynionych ocen; apokaliptyczna w wymowie, ale ostatecznie poddańcza akceptacja czynionych zamiarów i wreszcie dogmatyczna tolerancja obecności w życiu publicznym osoby Pani Minister – oto wszystkie cechy samospełniającej się zapowiedzi.”

A to lubię najbardziej...
4. „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny).

Nie załamuję się. Ręce mi tylko opadają, jestem wstrząśnięty, ale nie zmieszany. Nie lubię mieć racji tam, gdzie ta racja i mi także szkodzi.

sobota, 15 października 2016

Głupota

Jeszcze nigdy tak Wielu nie traciło tak Wiele przez Głupotę tak niewielu.

"Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci."

środa, 12 października 2016

MEN – Ministerstwo Eufemizmów Narodowych

...
zasnął w Panu – zamiast umarł;
poległ – zamiast zginął;
wygaszanie – zamiast likwidacja;
Dobra zmiana w systemie oświaty – zamiast Durna zmiana w systemie oświaty…

Eufemizm – wyraz lub peryfraza zastępująca słowo lub zwrot, które ze względu na tabu kulturowe, religijne lub polityczne, ze względu na zabobon, na cenzurę lub autocenzurę (polityczną lub obyczajową), pruderię, współczucie, poprawność polityczną, delikatność, uprzejmość, dobre wychowanie mówiącego/piszącego nie może lub nie powinno być używane. Eufemizm ma przynajmniej jedną cechę wspólną ze słowem, które zamienia i wywołuje pozytywne lub neutralne skojarzenia – a w przypadku „Dobrej zmiany w systemie oświaty” – bezwzględnie skrajnie skojarzenia fałszywe.

W mojej ocenie gadanie o likwidacji jako o wygaszaniu a o „durnej zmianie” jako o „dobrej zmianie” jest kpiną z inteligencji, ironicznym dysfemizmem i w konsekwencji sarkastycznym wulgaryzmem.

…i zmiana nastąpi! Ujmująca autocenzura czynionych osądów; symboliczna delikatność czynionych ocen; apokaliptyczna w wymowie, ale ostatecznie poddańcza akceptacja czynionych zamiarów i wreszcie dogmatyczna tolerancja obecności w życiu publicznym osoby Pani Minister – oto wszystkie cechy samospełniającej się zapowiedzi. Niezwykłe – wystarczy konsekwentna zapowiedź zmiany, markowanie na dużą skalę działań potwierdzających słuszność zamiarów, pomijanie lub sprowadzanie do absurdów i bzdur rzetelnych i obiektywnych ocen… - i już. No, uczyć się można od PM.

Właśnie od poniedziałku Jesteście świadkami i uczestnikami „Dobrej zmiany w systemie oświaty”. Żadne oceny RCL, Tego czy Tamtego Ministra, Podmiotu, Profesora, Autorytetu, a nawet Głupka spod budki z piwem już tego trendu nie zmienią. Poddajecie się Państwo Dyrektorzy, Nauczyciele, Rodzice,… - a Pani Minister Eufemizmów Narodowych właśnie triumfuje (godny podziwu rośnie nam tu Dyktator Polskiej Oświaty). „Doskonała strategia” – zamiary posunięte poza granice absurdu, ale tylko po to aby móc się wycofać z zamiarów (ochłapów) najbardziej absurdalnych w chwilach burzliwego, słusznego, buntowniczego ostrzału, co w konsekwencji uczyni zamiar likwidacji ostatnim nienaruszalnym bastionem („The Last Stand”, Sabaton – muzyka walki, heroizmu i przetrwania; mocne uderzenie mocnych ludzi – Pani Minister chyba także słucha tej muzyki? – kurde, co za towarzystwo w chęci słuchania…). I zostanie bastion na ugorze, tam-tarra-dam... – będzie to chyba mocno mało przyjazne środowisko dla naszych dzieci.

No to jak – ostatni zryw, czy zgoda na czas realnego socjalizmu w oświacie? Po zapoznaniu się z ostatnimi komentarzami, cmentarnymi przewidywaniami, bezkontekstowym fukaniem i wylewem żalów i trosk – jestem absolutnie przygnębiony i zaczynam się uzbrajać w możliwości skutecznego domagania się już wkrótce zadośćuczynienia strat jakie zapewne jako rodzic będę ponosił. I w tym zakresie pozostaję z pogodnym dystansem.

sobota, 8 października 2016

Przyłączam się jako Rodzic do protestu

Przyłączam się jako Rodzic do protestu, eksplozji potrzeby buntu, skrajnego wyrazu obywatelskiej troski…

Obserwuję ewolucję prawa oświatowego od kilkunastu lat. Pewnego dnia „dobrzy ludzie” dopuścili do postępującej i krępującej komplikacji tego prawa. I musiała nastać epoka partactwa. Po spartaczeniu tego wszystkiego, co się dało spartaczyć – przyszło dyletanctwo. A dziś w miejsce partaczy i dyletantów przyszli barbarzyńcy.

„[…] projekt powiela przede wszystkim wadliwe ukształtowanie większości upoważnień ustawowych, przekazując szereg kwestii do uregulowania wyłącznie w aktach wykonawczych, bez zawarcia w ustawie podstawowych rozwiązań merytorycznych w danym zakresie […], należy wskazać na blankietowy charakter oraz brak lub niewystarczającą treść wytycznych w odniesieniu do upoważnień do wydania aktów wykonawczych […]”

Jest to tylko skromny, ale i najbardziej wymowny cytat z kilkustronicowej oceny zaprezentowanych 16 września projektów zmian w prawie oświatowym, oceny dokonanej przez Rządowe Centrum Legislacji. Rządowe – znaczy dokonane przez podmiot należący do Tego Rządu, którego przedstawicielem jest pani Minister Edukacji Narodowej. Tak skrajnie negatywnej oceny czynionej przez RCL to jeszcze w minionych latach nie czytałem (a jest to tylko jedna z dostępnych już ocen „dobrej zmiany w oświacie”). Każdy, kto choćby odrobinę czuje język użyty w cytowanej ocenie, wie, że na tych kilku stronach w ramach dopuszczalnego tam poziomu językowego użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.

Dowody poprawności przedstawianej tu refleksji? Proszę: tejże oceny dokonuje RCL (R – rządowe); jeszcze nikomu nie udało się zmobilizować do wspólnych działań tylu różnorodnych środowisk jednocześnie (mobilizacji dokonuje MEN!); protest, eksplozja potrzeby buntu, skrajny wyraz obywatelskiej troski…

…ale co dalej? Odwieczny taki sam cykl: …zamiar zmiany, zmiana, brak roztropności i nieumiarkowanie, nierozsądna wiara, nieodpowiedzialność, partactwo i dyletanctwo, barbarzyństwo, klęska, zamiar zmiany… - ciekawość, kto tym razem poświęci siebie na Ołtarzu Miotły – no przecież ktoś to będzie musiał posprzątać!

Czasami zamiar zmiany jest Dobrą Zmianą, a czasami jest Durną Zmianą. A barbarzyńców przegnać to się nigdy nie da. „Barbarzyńcy zawsze przychodzą i odchodzą” (Kawafis, "Czekając na barbarzyńców"). Z jednej strony autentyczne (to tylko moja obserwacja postawy pani Minister) przeświadczenie w sporze o słuszności zapowiedzi zmiany, które jednak nie opiera się o wystarczająco racjonalne fakty i przez to bardziej przypomina wiarę w nieuchronność tego, co – jak brzmi zapowiedź – wydarzyć się musi (i na tym polega trik – „rozmawiajmy” o tym, co wydarzyć się musi; nie będziemy rozmawiać o tym, dlaczego wydarzyć się musi). Z drugiej strony rodząca się w reakcji na tę wiarę pilna potrzeba buntu, potrzeba tym silniejsza im bardziej zderza się z tą właśnie wiarą. Żywię przekonanie, że w demokracji trzeba się umieć buntować. I to zawsze. Zdecydowanie przyłączam się do buntu.

poniedziałek, 3 października 2016

Potrzeba buntu

Byłem dziś uczestnikiem wciągających sporów. Przedmiotem sporów były projektowane zmiany w oświacie – ta tematyka jakoś tak chwilowo mnie dopadła i zaborczo opanowała. 

Z jednej strony autentyczne przeświadczenie w sporze o słuszności zapowiedzi zmiany, które jednak nie opiera się o wystarczająco racjonalne fakty i przez to bardziej przypomina wiarę w nieuchronność tego, co się przecież – jak brzmi zapowiedź – wydarzyć musi. Z drugiej strony rodząca się w reakcji na tę wiarę pilna potrzeba buntu, potrzeba tym silniejsza im bardziej zderza się z tą właśnie wiarą. Żywię przekonanie, że w demokracji trzeba się umieć buntować. I to zawsze.

Zatem wiara w co? Wiara w to, czego jeszcze nie ma, a co jeśli będzie, to wyznawcy tej wiary zanim jeszcze się wypełni już w przytłaczająco zaborczy sposób ogłaszają lepszym od tego, co jest. Potrzeba buntu? To, co jest, jest lepsze od tego, czego nie ma, właśnie dlatego, że po prostu jest. Jeśli zaistnieje w miejsce tego, co jest, to, czego jeszcze nie ma, to oczywiście stanie się to kosztem tego, co jest. Czy ów koszt równoważą przynajmniej zapowiadane dobrodziejstwa wiary? Jeśli li tylko równoważą, to po co ta zmiana. Jeśli przewyższają, to w którym miejscu dostępnych projektów można to dostrzec?

Odpowiedź brzmi – Nie, koszty zmiany nawet nie są równoważone. Najprostszym na to dowodem jest całkowite abstrahowanie od źródeł finansowania zmiany połączone z enigmatyczną zapowiedzią: „to za kilka lat”. Prośba o wskazanie podstaw, w zakresie zaplanowanych regulacji, możliwości policzenia kosztów, po stronie adresata takiej prośby kończy się porażką. Prośba o wskazanie podstaw, w zakresie zaplanowanych regulacji, możliwości wypełnienia się dobrodziejstw (w żaden racjonalny sposób niedookreślonych) – kończy się porażką. Co więc zawierają zaplanowane regulacje? Zawierają jedynie rzetelny opis sprawnej likwidacji tego, co jest. Dodatkowo likwidacja jest poprzedzona zapowiedzią, że nastąpić musi.

I wiara w to jest tak wszechogarniająca, że wychodzi na to, że owa likwidacja nastąpi.

Potrzeba buntu jest obywatelską cnotą. To dyspozycja, co do której zakłada się, że nie ma jej w tym, co jest likwidowane. Dyspozycji tej nie ma się z przyrodzenia. Można jej się jedynie nauczyć. Dlatego zmiana musi nastąpić szybko – aby brakło czasu na naukę potrzeby buntu (iście szatański trik). Przeciw cnocie staje temperament i namiętność. Cnota okraszona temperamentem i namiętnością to przejaw mądrości. Temperament i namiętność bez cnoty to przejaw bytów mądrości przeciwnych. Dalej nie do pominięcia są roztropność i umiar, które przejawiają się w zdrowym rozsądku.

Co nakazuje zdrowy rozsądek? Nakazuje nie marnować tego, co jest. Nakazuje ulepszać i udoskonalać, czynić to, co jest – lepszym. Nakazuje także zmieniać, ale nie wedle miar wiarą deklarowanych, lecz wedle tego, co zdrowy rozsądek, roztropność i umiar w mozole czasu wypracują.

Wychodzi na to, że jestem konserwatystą (chciałbym myśleć, że rozsądnym, roztropnym i z umiarem, ale w sporze z cnót tych mnie obdarto), a Ci, którzy byli ze mną w sporze, to nierozsądni, nieroztropni i nieumiarkowani rewolucjoniści (zapierający się absolutnie swych rewolucyjnych zapędów). Po mojej stronie jest potrzeba racjonalnego buntu, po ich stronie nieuchronna i niczym niemiarkowana wiara.

Tu się powołam na Autorytety w dziedzinie pojmowania tych kwestii (M. Król, „Pora na demokrację”). „Roztropność jest cnotą umiarkowanie konserwatywną. Skłania nas bowiem do tego, byśmy rozważając jakąkolwiek zmianę, wiedzieli, po pierwsze, dlaczego zmieniamy, i po drugie, na co zmieniamy. Zmiany czynione dla zmian to rewolucyjna zasada.” 

A stosowanie zasad rewolucyjnych zawsze prowadzi do wymiany kadr. Wymiana kadr to zastępowanie doświadczonego niedoświadczonym. Kiedy czytam liczne głosy za „dobrą zmianą” w oświacie – dominują tam takie wątki: „…dlaczego np. dyrektorzy nie chcą zmian…, …bo ich wymiecie z posad…”; „…dlaczego nauczyciele milczą…, …bo nie pojmują potrzeby buntu…”; „…dlaczego rodzice nic nie czynią…, …bo są w sojuszu z wiarą…”. Ależ oczywiście, że tak się stanie: dyrektorów wymiecie, nauczyciele pozostaną w milczeniu a rodzice w „sojuszu”. Tu właśnie roztropność nakazuje to, aby nie spodziewać się zbyt wiele od współobywateli, którzy szatańsko i rewolucyjnie stymulowani są żądni zmian i wymiany, ale najlepiej to aby istoty zmiany i wymiany raczej nie pojmowali (tu się tłumaczę z określenia „szatański sojusz mas ze stultus maiestate”).

Nie należysz do mas i nie pragniesz być „stultus” – przegrywasz. Ale na pewno możesz liczyć na umiar w traktowaniu przegranego. Umiar w traktowaniu przegranego jest cnotą. I oto paradoks: skoro zmarnowanie tego, co jest, jest cnocie przeciwne, to z godnością potraktować należy tych, którzy przegrają. A że przegrają wszyscy, tym większa godność z przegranej. A wielka godność, to wielka cnota.

I tak oto entuzjazm manifestowanej wiary w „dobrą zmianę” w oświacie stawiać musi cnotliwego obywatela w sytuacji koniecznego wyboru. Dla jednych (z nadmiarem temperamentu i namiętności) może być to wybór tak dramatyczny, że aż prosty; dla drugich (z nadmiarem zdrowego rozsądku) tak banalny, że aż prosty. To manifestowana nieroztropnie, nieumiarkowanie i nierozsądnie wiara w „dobrą zmianę” musi rodzić potrzebę buntu, potrzebę protestu i manifestowania domagania się rzetelnego uzasadnienia tej zmiany, uzasadnienia tak głupio i dramatycznie najbardziej potrzebnego samemu zmieniającemu.