piątek, 30 września 2016

Ridet et diabolus…

To było tak ważne, że nie będzie zasługiwać na zaistnienie…

W ostatnim dniu Kongresu Zarządzania Oświatą zorganizowanego w Gdańsku przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty kilkuset jego uczestników spotkało się z przedstawicielami MEN, w tym z wiceministrem oświaty Maciejem Kopciem. Po około 50 minutach „przemówienie” pana wiceministra organizatorzy Kongresu przerwali zwracając się z apelem do przedstawicieli resortu: „Bardzo prosimy ministerstwo, aby wysłuchało naszego zadania, a nasze zdanie - myślę, że wszystkich tutaj zgromadzonych jest takie: podejmijcie wreszcie partnerski, poważny dialog ze społeczeństwem. Zatrzymajcie reformę ustroju szkolnego, zacznijmy wreszcie konsultować i rozmawiać”. MEN oczywiście nie będzie komentować wydarzenia, nie będzie nawet informować o tym, że wydarzenie miało miejsce.

W mojej ocenie to, co przedstawiciele MEN mieli do powiedzenia w powiązaniu z tym, co usłyszeli, można uznać za ostatnią prostą przed zbliżającym się ostrym zakrętem, przed którym można jeszcze zwolnić – jeszcze jest na to czas. To, czego byłem świadkiem wyraziście oddaje znane już powszechnie zdanie: „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny)

Przedstawiciele „Głupiej Władzy” udawali, że informują. Zgromadzeni nie udawali, że są „niedorozwinięci”. Przerwali traktowanie ich „jakby głupich”. Pan wiceminister tak bardzo nadużywał zwrotu „jakby”, że jest to nadużycie nie tylko ewidentnym znakiem paraliżującego inteligencję stresu mówiącego (a budząca się tu litość jest upokarzająca), ale także zapewne daleko idącego wewnętrznego konfliktu i przekonania o „jakby” reformie – niepewność czynionych twierdzeń dosłownie kipiała w postawie zapadających się ramion pana wiceministra; pozostali przedstawiciele MEN „jakby” nie istnieli. Inteligentny i dowcipny dystans oraz utrzymanie skrajnych emocji na wodzy po stronie zgromadzonych uczestników było wyjątkowe i godne podziwu. Wreszcie nie wytrzymali i powiedzieli (z godnością używając bardziej „okrągłych” słów niż te tu dalej): „znamy objawy Głupoty i wiemy jakie będą ich konsekwencje”.

Szanowni uczestnicy Kongresu – aż się chciało to wykrzyczeć – mówicie mądre rzeczy, ale kto was słucha; mądry „głupiego” ani mądrym, ani głupim nawet zdaniem nie przekona. Tu nie ma na to żadnych szans. „Głupi” nie ma zdolności myśleć w kategoriach ważnych i długoterminowych. „Głupiego” cechuje żenujący brak orientacji. „Głupi” radośnie pogłębia głupotę i coraz bardziej przez to głupieje: „zmienię gimnazja na licea i co mi kto zrobi!”. Projekty nowych ustaw z 16 września to (cytując klasyka) „dopuszczenie do upadku sensu, treści, formy i rozumnej informacji” – i już do tego dopuszczono. Po przestudiowaniu tych projektów mam przede wszystkim równe sto procent pewności, że pani w szczególności minister, która wykazała się już semantycznym brakiem pojmowania znaczenia niektórych słów, tu konsekwentnie wedle tej samej modły myli „przeczytałam ze zrozumieniem” z „zreferowano mi szybko, wybiórczo i pobieżnie”. Rozumiem, pojmując skrajność zamiarów wpisanych w owe projekty, że można być jedynie fanatycznym zwolennikiem tychże zamiarów, a będąc jak ja po drugiej stronie – jest się godnym jedynie skrajnych epitetów i poniżeń.

Nie ma po co tu wypisywać wypisanych już mrowia argumentów przeciw i tych nielicznych i ciągle ewoluujących za. Nie umiem znaleźć w sobie – no taki Głupi jestem – wystarczająco prostych i jasnych słów na dostatecznie wymowne skomentowanie „mądrości” wpisanych w projekty ustaw. Jest w tym jakieś mistyczne wręcz diabelstwo. Przeczytasz – czujesz potrzebę zabrania głosu; stajesz się częścią rodzącej się niby-dyskusji nad słusznością projektowanych zmian – nie nad tym, czy w ogóle mają nastąpić, tylko nad ich skalą słuszności; nie przeczytasz – czuj się winnym – nie masz prawa stać się częścią „jakby” dyskusji nad słusznością projektowanych zmian. Psu na budę projektowane „mądrości” nawet nie wystarczą; nic z nich nie wynika poza marnowaniem wszystkiego, co tylko da się zmarnować. Prościej napisać tego już nie potrafię.

MEN doskonale zdaje sobie sprawę z istnienia koniunktury na nieczytanie „mądrości projektowanych”. OSKKO ostatecznie nie mając innego wyjścia wpisuje się w tę koniunkturę. Brak pani minister na Kongresie; lichowatość absolutna „jakby” wystąpienia pana wiceministra; udatnie zagrana aż do „czerwoności” po każdej ze stron grzeczność i wstrzemięźliwość czynionych osądów; bezwzględne odrzucenie przez OSKKO projektowanej reformy z wyrażeniem decyzji o nie braniu udziału w pozbawionej sensu konsultacji – czynią z jednego z najważniejszych głosów duchowej autentycznej elity polskiej oświaty – głos nieważny; MEN nawet nie „beknie” nad znaczeniem wydarzenia.

Proponuję zacząć liczyć straty. Moja córka jest uczennicą drugiej klasy gimnazjum. Być może moja znajomość prawa nie jest imponująca, ale wykorzystam wszystkie znane mi już teraz możliwości uzyskania zadośćuczynienia strat z jakich już zdaję sobie sprawę, strat jakich dozna moja rodzina od tych podmiotów, które będą mi winne stosowne zadośćuczynienie – czego z całą pewnością i bezwzględnością dowiodę. Żałuję (naiwnie sądząc, że „nie wypada”), że nie wystąpiłem jak dotąd w szczególności przeciw na przykład naruszaniu dóbr osobistych poprzez bezrefleksyjne, niefrasobliwe i nieodpowiedzialne gromadzenie zdumiewająco ogromnych zasobów danych osobowych poprzez ułomną aplikację „nowego SIO”. Od dziś, we wszystkich nadarzających się okazjach, w ramach obowiązków jakie realizuję, będę rozpowszechniał wiedzę w zakresie prawnych podstaw zaistnienia możliwości skutecznego przeciwstawiania się temu, ku czemu dąży w wielu aspektach MEN. Moja obywatelska godność – nie zdawałem sobie dotąd sprawy z istnienia takiego zakątku w mojej osobowości – została zraniona. W najciemniejszych kątach wyobraźni wydłubałem już jamę dla tego, z czym, mimo podejmowanych usilnych prób, nie potrafię się pogodzić.

Nie umiem dokonać obiektywnej oceny całości tego, czego doświadczam obecnie w moim kraju. Ale to, na czym w przekonaniu innych się znam, w przykry sposób zmusza do dokonywania skrajnych wyborów. Doświadczenie uczy, że lepiej to chyba jednak się żyje bez zbyt daleko idącego pojmowania rzeczy – dlatego pojmowanie staje się tym boleśniejsze im bardziej w zamiarze miało być przyjemnie kojącym.

Najwartościowszy i mocno zobowiązujący dla mnie głos jaki usłyszałem w ostatnim dniu Kongresu Zarządzania Oświatą zorganizowanego w Gdańsku przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty wybrzmiał gdzieś w tle następująco: „rodzice tych dzieci, które będą ofiarami tej reformy dużo mogą, to od nich teraz będzie najwięcej zależało”.

Zacytuję jeszcze ważne słowa przywołanego na początku tego tekstu Autorytetu: „…przyszłość musi polegać na wiedzy, bystrości, inteligencji, roztropności i wielu cechach, których nam nie brakuje, ale które zostały zepchnięte do kąta przez szatański sojusz mas z idiotami u władzy…”. Nikogo nie obrażam, a dowodem na to jest to, że sam nie czuję się obrażony. Doznaję jedynie niepotrzebnie zajmującego, dziwnie pociesznego i trudnego do opanowania wkuziretowania, które właśnie wykrzyczałem i już mi jest luźniej za kołnierzem. I wiem, że wysłano tego biednego pana wiceministra tylko po to, żeby i tym i owym po prostu nieco ulżyło… ridet et diabolus…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz