Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dobra zmiana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dobra zmiana. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 stycznia 2017

...o oświacie: "JakośToBędzie"


Warstwa tylko prawna w oświacie jest następująca: [1] Ustawa Prawo oświatowe, [2] Ustawa wprowadzająca ustawę – Prawo oświatowe, [3] Ustawa o systemie oświaty, [4] Ustawa Karta Nauczyciela, [5] Ustawa o systemie informacji oświatowej, kilkadziesiąt (tak, w tym określeniu nie ma pomyłki) ustaw zmieniających [3], [4], [5], w tym mnóstwo ustaw zmieniających, które zmieniały także ustawy zmieniające (także w zakresie przepisów dostosowujących); niepoliczalna już chyba liczba rozporządzeń z zakresu prawa oświatowego oraz rozporządzeń zmieniających rozporządzenia; już za chwilę niekończąca się seria ustaw zmieniających [1] i [2] (ze względu na rażącą ich blankietowość – czyli „wpisaną zapowiedź i konieczność już za chwilę kolejnych dostosowań i zmian”) i kolejnych nowych rozporządzeń (to ostatnie już się zaczęło i to nawet jeszcze przed opublikowaniem [1] i [2]…; w samych ustawach [1], [2], [3] jest niemal 1000 artykułów na kilkuset stronach (każdy może to wszystko sprawdzić choćby poprzez ISAP (polecam także ostatnie opracowania IAR: Ujednolicone najnowsze przepisy o dotowaniu oświaty od 2017 roku oraz Przepisy o zwalnianiu nauczycieli z pracy w ramach reformy oświaty)

Poczuwam się do bycia specjalistą w kilku zakresach w szczególności prawa oświatowego; moje prace i osiągnięcia zostały docenione w wielu miejscach przez wielu ludzi; zarabianie pieniędzy w ramach tych kilku tylko zakresów jest od kilku lat znaczącą częścią moich dochodów; poznałem wielu ludzi, którzy również zarabiają na wybranych zakresach prawa oświatowego… - i co? Normalnie funkcjonujący człowiek – twierdzę to ze skrajnym i z wielu źródeł potwierdzonym przekonaniem – nie jest w stanie ogarnąć rozległości prawa oświatowego nawet choćby w zakresie [1], [2], [3]. I co? (To się chyba cieszyć powinienem, że "pole" do zarabiania pieniędzy mi się zdecydowanie poszerza...)

To nie będzie tak, jak pani minister Anna Zalewska i jej ekipa opowiada (najnowsze „ciekawe” opowieści: Rozmowa Marcina Zaborskiego, Anna Zalewska gościem Popołudniowej rozmowy w RMF FM). Będzie wedle tradycyjnej zasady „JakośToBędzie”. Czyli coś będzie! Załóżmy, że pani minister ogarnia i pojmuje warstwę prawną w oświacie (karkołomne jest to założenie przy braku elementarnego przygotowania pani minister do pojmowania prawa) – załóżmy jednak, że ogarnia (ma przecież ludzi od pojmowania i ogarniania). Ale to pani minister tłumaczy mi „jak będzie?”, czyli tłumaczy to komuś, kto sądząc o sobie, że jest przygotowany do rzeczy danej pojmowania – nie pojmuje, co pani minister tłumaczy, w znaczeniu: to, co słyszę, nie jest racjonalne i spójne w szczególności z od [1] do [5]. Twierdzę, że słyszę bełkot. Co słyszy zwykły obywatel? Cokolwiek by uznał, że słyszy – pani minister zawsze będzie mogła kiedyś powiedzieć, że właśnie o to „jak wyszło”, to jej chodziło wtedy, gdy mówiła „jak będzie”, bo to przecież było przemyślane, zaplanowane, odpowiedzialne i zapisane w nowym prawie oświatowym, o którym – przypominam – nawet Rządowe (czyli należące do „tego” rządu) Centrum Legislacji oceniło wymownie, że owo nowe prawo oświatowe, to „blankiet” (swoisty rodzaj „pustej” karty, niby zapisanej, ale zasadą „JakośToBędzie”, która pokaże dopiero kiedyś poprzez kolejne zmiany tych zapisów, co w nich niby było).

Czytałem ostatnio o barbarzyńskich najazdach Hunów i Mongołów na Europę. Dominowało w tych tekstach takie słowo: „horda”. Poprzednie ekipy będą z całą pewnością smażyć się w „prawnym piekle” za zepsucie prawa oświatowego. Nie wiem, co jest przygotowane dla „barbarzyńskiej hordy”, która właśnie maszeruje przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary… Jako społeczeństwo (i to każda ze stron – przeciwnicy jak i zwolennicy nowej władzy – na swój żałosny dla swego losu sposób) właśnie wykazujemy się przedziwnym brakiem poczucia odpowiedzialności.

A pani minister – w świecie zwierząt byłaby typowym przedstawicielem grupy padlinożerców; a nasze upadłe: nadzieja, odpowiedzialność, troska,… - to padlina. Ktoś, gdzieś Władny Wielce musiał chyba wyrzec straszne dla nas zaklęcie…


wtorek, 17 stycznia 2017

Quid interest, quo quisque vitio fiat imprudens?

Dobrą zmianą w zmiennych nastrojach dnia jest czerpać natchnienie do zmian ze strony Ministerstwa Eufemizmów Narodowych. 
A idąc za tytułem - Imprudentia par in omnibus patrocinium est.
Cóż za różnica, jaka kogo wada ogłupia? Głupota jednako patronuje wszystkim.

niedziela, 15 stycznia 2017

Jako społeczeństwo aprobujące „dobrą zmianę” w oświacie – kompromitujemy się kompletnie


Uważam, że jako społeczeństwo aprobujące „dobrą zmianę” w oświacie w szczególności – kompromitujemy się kompletnie. Dostrzegam – twierdzę, że każdy, kto to czyta – także dostrzega paraliżujący to nasze społeczeństwo zanik słuchania i czytania Autorytetów. Autorytetami (w tym miejscu tego tekstu duża litera „A” jest tylko konsekwencją początku zdania) stają się ludzie nawiedzeni lub działający na bardziej wyczuwalnie, niż dające się konkretnie i wprost zdefiniować, „zamówienie” (nie wiem jakim innym słowem rzecz daje się określić) Kościoła, partii politycznych bądź rozmaitych organizacji odległych od pojmowania opartego o racjonalne i empiryczne przesłanki.



Dla mnie najbardziej wstrząsającym (w znaczeniu wybudzenia z jakiegoś lepkiego letargu pojmowania) wydarzeniem minionego roku było wystąpienie kilka tygodni temu mego Autorytetu jeszcze z czasów studiów. Prof. Iwo Białynicki-Birula, fizyk, wystąpił z okazji wręczenia prezydenckich odznaczeń prof. Rogerowi Penrose’owi i prof. Andrzejowi Trautmanowi z apelem do obecnego na uroczystości wicepremiera Jarosława Gowina o zwrócenie uwagi na niepokojące zjawiska pojawiające się w przestrzeni publicznej. Chodziło mu o lekceważenie praw aerodynamiki przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej i zastępowanie ich doświadczeniami ze zgniataniem puszek po coli, a także o negowanie teorii ewolucji i lansowanie kreacjonizmu.

I nie chodzi w tym o to, że na przykład ja wiem, co się kryje za słowami „prawa aerodynamiki”, a pan Gowin pewnie nie wie – chodzi o to, że zdecydowana większość tego nie wie, ale ta zdecydowana większość powierzyła temu panu bycie odpowiedzialnym za to, aby w przestrzeni publicznej nie lekceważono tego, co jest zwykłą prawdą obiektywną. Pojmowanie świata nie musi i nie może polegać na tym, że wszyscy powinni znać prawa aerodynami i rozumieć teorię ewolucji. Zero jednak bezwzględne w czynieniu oceny i kompletny brak szacunku należy się tym, którzy w ramach powierzonej im władzy, z powagą na twarzach, lekceważenie, nieuctwo, partactwo i dyletanctwo wznoszą do poziomu, do jakiego nigdy wcześniej jeszcze nie były wznoszone i nie tylko nie zdają sobie z tego sprawy – zaczynają (jak na załączonym obrazku) wręcz tym się szczycić.

Kiedy użyję słowa „niepokojące”, to tylko dlatego, że chcę ukryć przed samym sobą sztorm paskudnych określeń, które same przychodzą do głowy. Paskudne określenia wzmacniają jednak tylko to, co złe – niepokojące są firmowane przez minister Annę Zalewską zmiany podstaw programowych dla szkół podstawowych. Pan Piotr Cieśliński i Łukasz Turski, obaj fizycy, po zapoznaniu się z nową podstawą programową przedmiotu fizyka, zwrócili uwagę (tu znowu bardzo łagodnie dobranie określenia – nie godzi się napisać, co przychodzi do głowy zamiast „zwrócili uwagę”) na brak jakiejkolwiek wzmianki o Wielkim Wybuchu i ewolucji Wszechświata oraz brak powiązania fizyki z biologią czy chemią. Nazwisko Einsteina w ogóle się w nowej podstawie nie pojawia. Uznali („łagodnie”), że to program nauczania rodem z XIX wieku.

No i co? No i można takim tam panom – Piotrowi Cieślińskiemu i Łukaszowi Turskiemu – nie wierzyć; bo w końcu kim są owi panowie i czy w ogóle ktoś o nich coś tam kiedyś słyszał (zwłaszcza w TV publicznej)? No można nie wierzyć – ale przecież powszechnie znana pani Anna Zalewska (dla której wizerunek wydaje się być najważniejszy – patrz strona internetowa MEN’u) mówi „jakby” (to główny zwrot myślowy pana Podsekretarza Stanu w MEN – pan Maciej Kopeć mocno nadużywa tego słowa, zwłaszcza kiedy nie jest pewien tego, co mówi, a został głównym koordynatorem reformy) – mówi „jakby” inaczej. To komu ja, zwykły obywatel, mam ufać? No można samemu przeczytać wskazane wyżej podstawy programowe. Mnie na to stać – i co z tego? Ano tyle tylko, że ja już od dawna wiem kim są panowie Cieśliński i Turski (ba, nawet wiem, że nie stanowi dla nich żadnego problemu to, że pominąłem przed chwilą ich imiona i tytuły naukowe łącznie ze słowem „pan”…) i wiem, że napisali w łagodnym tonie Prawdę. I wiem, że Pani Anna Zalewska (Minister Edukacji Narodowej mego kraju) albo kłamie, albo mija się z prawdą, albo nie wie, albo – jako mądra osoba – wszystko bardzo dobrze wie, czyli jako jednocześnie przedstawicielka „Głupiej władzy, informuje wówczas Głupie społeczeństwo o swych Głupich zamiarach, mając Nas za niedorozwiniętych”. To dość intrygujące, że lepiej świadczyć będzie o Pani Minister to, że okaże się Głupią, niż to, że mogło by się okazać, że jest Mądrą.

Z innych źródeł dowiaduję się (na podobnej zasadzie, jak wyżej), że „nic to” (jak mawiał Pan Wołodyjowski), że uczeń nie będzie rozumiał, jak działają geny, jak funkcjonuje ludzki mózg, czy jak przebiega ewolucja. Możliwe, że wątpliwości będą rozstrzygane na lekcjach religii? Mam nadzieję, że nie – mam nadzieję, że na przykład katechetka nie będzie miała woli i chęci czynienia takich rozstrzygnięć. 

Dalej, natrafiłem na opinię Rady Języka Polskiego na temat podstawy programowej nauczania polskiego w klasach od szóstej do ósmej. Lepiej rzecz zwyczajnie tu zacytować: „Oceniany dokument nie spełnia wymagań podstawy programowej, mającej określać wspólne kierunki działania wszystkich nauczycieli i uczniów, ale też dającej wybór uczestnikom procesu edukacyjnego. Mamy tu bowiem do czynienia z rodzajem narzucanego z góry programu nauczania, przyporządkowującego wybrane arbitralnie treści do poszczególnych klas, bez uwzględnienia różnorodności potrzeb i możliwości uczniów.” Rozumiem te zdania, choć w przeciwieństwie do podstaw programowych z fizyki, matematyki czy informatyki, nie byłbym w stanie dokonać samodzielnie takiej oceny. Po drugiej stronie płynie przekaz z MEN – wydaje się być „jakby” bełkotliwy, nie dotyka konkretów, ale słychać wyraźnie „dobra zmiana”. W normalnych warunkach ufać mi wypada Pani Minister – o nie! – to dalej byłaby nienormalność. W normalnych warunkach Autorytetem jest (i dla Pani Minister i dla mnie) Rada Języka Polskiego, która podpowiada Pani Minister „jak ma być, co jest złe, co jest dobre”, a Pani Minister zarządza „Dobrą Zmianę”. A może to tylko działanie „złej” Rady Języka Polskiego przeciw „dobrej zmianie” (czyli przeciw Polsce, przeciw Narodowi, przeciw…). No, durnym chyba trzeba być, żeby zaufać takim tezom. A to może Pani Minister działa przeciw Polsce,… No, durnym chyba trzeba być, żeby zaufać takim tezom. No na tym właśnie polega owo dyletanctwo i partactwo, brak odpowiedzialności i lekceważenie Autorytetów…

W programie historii do klasy czwartej jest wiele nazwisk, także nowych nazwisk, których wcześniej nie było, ale nazwisko Lecha Wałęsy się nie pojawia. Chyba nawet nie ma po co tu cytować komentarze spod pióra Wielkich Nazwisk. „ŻetŻet” – żenujące i żałosne…

Jan Paweł II, a później Franciszek uznali, że teoria ewolucji nie jest sprzeczna z religią chrześcijańską. Nawet to nie przekonuje niektórych Polaków. To już upadek Autorytetów wszelkich. A władza nie tylko na to nie reaguje, wręcz swym postępowaniem wzmacnia takie trendy.

Norman Borlaug, laureat Pokojowej Nagrody Nobla (no ale kto to jest i co z tego, że laureat nagrody Nobla – no niby czego ma to dowodzić…?) za dokonanie zielonej rewolucji w Indiach, największy Autorytet naukowy w dziedzinie hodowli roślin, uznał, że GMO jest jedyną szansą na wykarmienie zwiększającej się liczby ludności na świecie. A w Moim Kraju będzie się nauczać, że GMO jest synonimem zła i wynalazkiem Frankensteina… A Jeffrey Smith (a to, kto to jest? – a to jest nauczyciel tańca z Ohio i nie otrzymał za tą działalność żadnej nagrody) – opublikował książkę „Nasiona kłamstwa”; ta książka została przetłumaczona na polski (przeczytałem tylko fragmenty dostępne w Internecie) – w trakcie debaty „Polska wolna od GMO”, która odbyła się w Sejmie w 2001 roku (tu co do roku mogę się mylić, ale debata w Sejmie była), któś (na słowo „ktoś”, to trzeba sobie zapracować; zapracować także można na słowo „któś”) tą książką w trakcie debaty wymachiwał jak sztandarem – obecny Minister Środowiska Pan Jan Szyszko (dla mnie pieszczotliwy leśny szkodnik taki… - postaram się z takiego myślenia wyzwolić, obiecuję poprawę…)… PiS i PSL głoszą hasło: „Polska wolna od GMO” – całe szczęście nikt nie traktuje tego poważnie. Musielibyśmy chyba wszyscy chodzić nago – na świecie całym nie ma już źdźbła nawet bawełny, która nie byłaby genetycznie zmodyfikowana. Tak łatwo i powszechnie jest o tym przeczytać… - a co na to nowe polskie programy nauczania? Zagdaka dla dociekliwych jest to.

I jeszcze na dokładkę dodam dwie zapamiętane rzeczy z TVP – tak oglądam dla równowagi emocjonalnej, duchowej i intelektualnej także TVP Info (fajne jest…). 

Widziałem w onej onegdaj materiał pt. „Rosyjski generał dokonał zamachu w Smoleńsku na zlecenie polskiego polityka?”. To było tylko pytanie, pozostawione bez odpowiedzi. Ja wiem, że poglądy i pasje buduje się pytaniami, a wiedzę – odpowiedziami. Kto to jeszcze wie?

W czasie uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Ludźmierzu kard. Stanisław Dziwisz stwierdził: „Kościół pomimo ostrej krytyki ciągle będzie mówił >>nie<< dla In vitro i innych ustaw godzących w prawo Boskie i prawo naturalne […]”. Nie znam się na tym. Tu nie mam wiedzy, tu mam pogląd. I mój pogląd wydaje mi się być zbieżnym z wypowiedzią Kardynała. Ale na paru rzeczach się znam – o czym napisałem wyżej. I widzę bardziej niż wyraźnie, że projekt „dobrej zmiany” zwłaszcza poprzez zmianę porządku oświatowego staje w rażącej sprzeczności z prawdą obiektywną. A to nadkrusza znacząco moje poglądy w sprawach, na których się nie znam. Skoro można z wyżyn władzy podważać wszelkie autorytety, to tym bardziej przestaje być autorytetem Kardynał…

Po pierwsze to wiem, że przedstawiciele Kościoła zawsze pojmowali te kwestie – teraz swym plątaniem się u nóg władzy stracą swój dawny pomnikowy wręcz Autorytet – na zawsze… Szkoda.

Po drugie to wiem, że lekceważenie wszelkich Autorytetów przez władze (zwłaszcza w wykonaniu Pani Zalewskiej) kończy się zlekceważeniem Autorytetu Władzy – to jednak nie na zawsze… Tu do następnych wyborów – i tego nie jest mi szkoda.

W tym tekście w wyrażaniu swego zdania i źródłem dociekań niektórych spostrzeżeń i faktów był dla mnie Autorytetem Pan Piotr Węgleński, biolog i genetyk, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego.




środa, 9 listopada 2016

Po co to piszesz?


– Po co to piszesz? Co chcesz osiągnąć? Rząd przecież już stwierdził, że swoich zobowiązań z kampanii dochowa, czyli gimnazja zlikwiduje. – powiedział mi ostatnio jeden z moich zacnych sąsiadów.
– Czytałeś ostatni otwarty list w tej sprawie kilkudziesięciu profesorów? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– A po co mi to czytać! Bez czytania wiem co tam jest. Pewnie piszą o likwidacji gimnazjów jako o dyktacie i karygodnej lekkomyślności, o ogromnym chaosie, o stratach finansowych samorządów i o zwolnieniach nauczycieli… Ani to dyktat, ani to chaos! A w ogóle to co to za profesorowie!? A Rząd nie mówi jakoś nic o żadnych stratach finansowych. A miejsc pracy dla nauczycieli to raczej chyba przybędzie!

W przeciwieństwie do poprzednich wypowiedzi zauważyłem tym razem w postawie sąsiada chłodny porządek i bardzo umiarkowane emocje. Nie chciałem ponownie wchodzić w powtarzające się dyskusje. Zadałem sąsiadowi jeszcze jedno pytanie. I tu ku memu zaskoczeniu nie było żadnej reakcji.
– Dlaczego teraz mówisz jednak o „likwidacji”? Bardzo się oburzałeś, kiedy ja używałem tego określenia. Przekonywałeś mnie o konieczności mówienia o „wygaszaniu”. Co się zmieniło? – Dalej już nie rozmawialiśmy o „wygaszaniu” gimnazjów.

Zacytuję siebie z 18 września: „Rzecz sprawnie napisana. Wyraźny cel z równie wyraźnym i celowym pominięciem koniecznych kolejnych zmian w następstwie osiągnięcia projektowanego celu. Jest to zmiana przełomowa; punkt zwrotny; punkt przegięcia; strzał, który zmienia linię świata na tej szerokości i długości geograficznej; coś, co przenosi do nieodgadnionej i koniecznie akceptowalnej przyszłości lub osuwa w mroki ponurej i równie akceptowalnej przeszłości; ryzyko, jakiego mądry się nie podejmie a głupi nawet nie pomyśli; ostatni moment, w którym można się zatrzymać – po przekroczeniu tego punktu wszystko będzie już miało charakter wtórny, konieczny, naturalny, potrzebny i niezbędny a pani Minister zostanie uznana za najwłaściwszą osobę w stosownym miejscu i czasie.”

Nie wierzyłem, że to tak szybko nastąpi!

„Zniewolony umysł” (zbiór 9 esejów Czesława Miłosza napisanych w 1951 r., opublikowanych w 1953 r. przez Instytut Literacki w Paryżu. Pierwsze wydanie w Polsce ukazało się poza cenzurą w 1978 r. oficjalnie dopiero w 1989 r.) – o tym nie miałem jeszcze okazji porozmawiać z sąsiadem (sąsiad jest zwykłym zwolennikiem „dobrej zmiany” w oświacie w szczególności) i sądzę, że w zwykłej rozmowie o tym, co niżej, to się porozmawiać nie da. Do pewnych wartości dochodzi się samemu albo nie dochodzi się nigdy.


O czym traktują wskazywane eseje Miłosza? O walce o Umysł. A walka ta rozgrywa się na trzech płaszczyznach: Prawdy, Szlachetności i Miłości. Gdzieś tu pojawia się lub jest raczej kreowany byt „Nowej Wiary”, która nie mając możliwości ingerencji w konflikt wewnętrzny człowieka, zadowala się zewnętrznymi oznakami jej przyjęcia. Umysł ostatecznie godzi się na kompromis i w konsekwencji poddawany jest działaniom sił zewnętrznych, które Miłosz przedstawia w formie alegorycznych bytów: Murti-Binga, Metody i Ketmana.

Pigułki Murti-Binga (wymyślone przez Stanisława Ignacego Witkiewicza) zyskują u Miłosza sens alegoryczny. Prawda zmaga się z Kłamstwem. Jednostka, dążąca siłą bezwładu do wpisania się w nową rzeczywistość społeczno-polityczną, rezygnuje z głoszenia Prawdy. Zaczyna posługiwać się Fałszem nazywając ów Prawdą i doprowadza do zwycięstwa Prawdy (w istocie będącego Fałszem). Byt Metoda, który włącza się do walki między Szlachetnością a Nikczemnością, staje się szybko jedynym uprawnionym sposobem myślenia i mówienia. Umysł po przyjęciu Murti-Binga i skazaniu się na Metodę stoi już blisko totalnego zniewolenia. I wtedy doświadcza się pomocy. Z pomocą przychodzi Ketman, czyli technika kamuflażu.
Miłosz przedstawia Ketman jako byt obrony przed całkowitym wewnętrznym zniewoleniem, czyli połknięciem i w konsekwencji zadziałaniem pigułki Murti-Binga. Byt Ketman realizować się może jako:
• Ketman narodowy – głośne manifestowanie swego podziwu dla osiągnięć narodowych w różnych dziedzinach; sekretna lojalność wobec interesów narodowych własnego kraju;
• Ketman czystości rewolucyjnej – wiara w „święty ogień” rewolucyjny;
• Ketman sceptyczny – zewnętrzny konformizm połączony z całkowitym cynizmem wobec Nowej Wiary (bezsensowność oporu);
• Ketman metafizyczny – przekonanie o metafizycznej zasadzie świata; próba przeniknięcia Nowej Wiary od wewnątrz i wywarcia wpływu na jej ewolucję;
• Ketman etyczny – kompensowanie niemoralnych metod sprawowania władzy poprzez skrupulatne przestrzeganie tradycyjnych norm etycznych w życiu osobistym.
U większości dochodzi jednak ostatecznie zawsze do kapitulacji. I następuje przyjęcie Nowej Wiary. Kolejnym bytem alegorycznym i ostatecznie najważniejszym – siłą zewnętrzną decydującą jest: Strach. A każdy, kto przeczytał wskazywane wyżej eseje Miłosza, wie coś jeszcze – co niech w tym tekście lepiej pozostaje tajemnicą (zdumienie i zaskoczenie przerasta znaczenie tych słów).

…i Czesław Miłosz został nagrodzony… – Autorytet kontra autorytet Władzy…

„W sytuacji, kiedy ktoś bez względu na argumenty stosuje dyktat, pozostaje tylko protestować.” (Prof. Jarosław Płuciennik) 
„Jednak jeżeli chcemy bronić demokracji, jeżeli będziemy chcieli ponownie ją instalować po stratach uczynionych przez wirus głupoty, to musimy wziąć się do roboty: wszyscy razem i każdy z osobna. Demokracja przyszłości musi polegać na wiedzy, bystrości, inteligencji, roztropności i wielu cechach, których nam nie brakuje, ale które zostały zepchnięte do kąta przez szatański sojusz mas z idiotami u władzy.” (Prof. Marcin Król)

Mam wrażenie, że mój Umysł już zaczyna przygotowywać się do łyknięcia Murti-Binga i dopada mnie Lęk (czyli jeszcze nie jest to Strach) przed dalszym pisaniem i mówieniem o „szatańskim sojuszu mas z idiotami”…

sobota, 5 listopada 2016

Do zwolenników „Dobrej zmiany” w oświacie

Kieruję te słowa do zwolenników „Dobrej zmiany” w szczególności w oświacie. Tworzymy Wspólnotę. To prawda, że dysponujemy różną wrażliwością, mamy różne wykształcenie i być może czytaliśmy różne książki. Spierajmy się w różnych kwestiach, które nas różnią. Spór jest pożądany. Zmusza do spostrzegania nowych możliwości. A możliwości są proporcjonalne do niepokoju. Nie udawajcie proszę, że nic Was nie niepokoi, skoro dostrzegacie możliwości. Polskie słowo „SPÓR” jest tak bardzo podobne do łacińskiego „SPQR” – kwestia jednej tylko kreseczki… – Senatus Popolusque Romanus – czy wiecie jakie ma znaczenie ta piękna formuła? (W. Litewski, Historia źródeł prawa rzymskiego, UJ, Kraków 1989). „Dobra zmiana” – czy prostota tej idei Was nie niepokoi? Nadmiar prostoty niektórych działań rodzi ich zbędne przyszłe komplikacje i trzeba wówczas jeszcze większej komplikacji, aby ponownie osiągnąć prostotę. I to, kurcze, właśnie się dzieje.

Sito zdarzeń bezwzględnie ujawnia i przepięknie maluje wyrazistością swych barw w równej mierze i mądrość, i głupotę. Widzę w jakich bólach i gmatwaninach emocjonalnych czezną „nibytoautorytety” – współczuję, ale wiem jak niezwykle ważne jest to dla dobra tak maluczkich, jak ja. Idzie to, co się rusza – a rusza się w polskiej oświacie bez wątpienia w stronę, która nie może być nazwana właściwą. 

W minionych latach postawa obywatelska cechowała się przede wszystkim świadomością praw i obowiązków obywatela. Obecnie istotą postawy obywatelskiej staje się świadomość praw i obowiązków oraz także i świadomość zagrożeń i przeciwstawiania się tym zagrożeniom. I chwała tym wszystkim, którzy się do tego przyczyniają (tu także po każdej ze stron). Uważam, że można być tu nawet optymistą. Optymista – czyli ktoś, kto wie, rozumie, czuje i pojmuje. Można być także pesymistą – czyli… Nie chcecie wiedzieć? To tak niewiele wysiłku – nie musicie wszystkiego czytać, ale przeczytajcie choćby opinię Rządowego Centrum Legislacji . „Rządowego…”, czyli należącego do tego Rządu, któremu przecież bezkrytycznie ufacie. Przeczytajcie jakąkolwiek jeszcze opinię – przecież też macie dostęp do tych samych usług internetowych i zapewniam Was – aby te opinie zrozumieć wcale nie trzeba znać się na prawie. Zrozumiecie i poczujecie wtedy, że „dobrą zmianę” nie tylko należy pisać przez małe „d” – poczujecie więcej, poczujecie oburzenie. Wasze oburzenie będzie większe – bo Wy z założenia „tym ludziom” ufacie. A jeżeli stać Was na to, żeby sięgnąć po projekty przepisów prawa – to będziecie zszokowani. Nie stać Was na to? To jakich dowodów potrzebujecie, aby pojąć tę prostą myśl, że proponowanym dziś zmianom w oświacie należy się przeciwstawiać niezależnie od tego, kim w tej naszej Wspólnocie Jesteście. Tu jesteśmy Razem.

Przedstawię Wam mały i prosty dowód pozorności, głupoty i niekompetencji. W czasie posiedzenia Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży (02.11.2016) poświęconego rozpatrzeniu i zaopiniowaniu wniosku o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej, pod koniec tego posiedzenia Pani Minister zabrała głos. Dość lekceważącym i wielce pouczającym w tonie (to moja obserwacja) głosem przypomniała o tym, że rozpisywano się w różnych publikacjach nad na przykład zarzutem Rządowego Centrum Legislacji wobec projektów ustaw zmian w prawie oświatowym, że mają charakter „blankietowy”. I tu Pani Minister pouczyła zebranych, że przecież nic wielce negatywnego to nie oznacza, bo oznacza jedynie, że projektowane przepisy odsyłają do przyszłych przepisów o wykonawczym charakterze, które dopiero gdzieś tam, kiedyś będą powstawać.

Szanowna Pani Minister – chciało się wręcz wykrzyczeć – Pani na prawdę nie pojmuje istotności tego zarzutu i to czynionego ze strony swego rządowego fachowego zaplecza. A czy Wy zwolennicy „dobrej zmiany” w oświacie to pojmujecie? Wyjaśnię to, na przesadnym w swej wymowie przykładzie (przesada bywa doskonałym środkiem dydaktycznym): wyobraźmy sobie, że tworzymy projekt ustawy zmiany prawa w pewnej ważnej kwestii w brzmieniu (tu celowo przesadnym) następującym: „…w zakresie zmiany w tej ważnej kwestii Minister Edukacji Narodowej określi to w drodze rozporządzenia…”; i nie Wiesz, co jest ważną kwestią, i nie Wiesz, jak zostanie kiedyś rzecz uregulowana – Wiesz jedynie, że jest coś ważnego do przyszłego uregulowania – to jest właśnie blankietowość – to określenie celowo ma pejoratywne w odbiorze znaczenie; a jednocześnie się wypowiada i nagłaśnia we wszelkich możliwych odmianach: „przeliczono, przedyskutowano i zaplanowano”, „a Pani Minister ma charakter, jest kompetentna i kocha polską szkołę…” – czy naprawdę nie dostrzegacie tu zwykłej infantylności, sprzeczności, głupoty, naiwności, partactwa i dyletanctwa… 

Zwolennicy „dobrej zmiany”! Przecież do Was się mówi: „…z oświatą jest źle, ale będzie dobrze – projektujemy w tym zakresie zmianę; już nawet mamy projekty ustaw…”. Zadajcie sobie proszę pytanie, co jest podstawą tego w Waszej postawie, że jesteście za tymi zmianami? Powtórzę: „to tak niewiele wysiłku – nie musicie wszystkiego czytać…”. Odważcie się przeczytać cokolwiek.

czwartek, 3 listopada 2016

Mit „Dobrej zmiany”


Mit „Dobrej zmiany” w oświacie to sposób myślenia, pojmowania i opisywania naszego polskiego kawałka świata. Nie jest on jakościowo odkrywczy i nie jest także wystarczająco przewidywalny, lecz jako skrajnie przewrotny, rewolucyjnie spójny oraz obezwładniająco ekspansywny – musi być traktowany poważnie. Chodzi tu o wymuszone wytworzenie, prymitywnymi metodami w zakresie łamania zasad legislacji, paraliżującego otoczenia prawnego – metodą balisty – jedyne co ocaleje, to tylko to, co jest miotane.

Wizja [1] – Nieuporządkowana logorea Pani poseł Marzeny Michałek (posiedzenie Sejmu w dniu 3 listopada; wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej) - sofistyczny sojusz mas. Konsultacje społeczne, uzgodnienia, opinie, komentarze... A z perspektywy moich dociekań – to tylko kolejny trick „dobrej zmiany”, być może nawet przewidziany i niemal zaplanowany protest; choć przepełniony racjonalizmem i empirycznymi dowodami, ale masowo chyba niemy - do Pani Michałek nie dociera. I w jakże trudnej w odbiorze przestrzeni chęci czynienia protestu (kto przegląda ze zrozumieniem zasoby Rządowego Centrum Legislacji - Pani Michałek na pewno nie miała na to ani czasu, ani chęci...), przestrzeni z której wylewa się na zewnątrz w rytmie widmowego rapu wodospad:

zdezorientowania, obałamucenia, ogłupienia, nabrania, naciągania, ocyganienia, odrwienia, okantowania, okłamania, ołgania, omamienia, omotania, oszachrowania, oszkapienia, oszołomienia, oszukania, oszwabienia, otumanienia, pomylenia, skokietowania, skołowania, wykiwania, zbajerowania, zbałamucenia, zmamienia, zmylenia, zwiedzenia, chwiejności, hamletyzmu, niepewności, niezdecydowania, rozdarcia, rozterki, wahania, zagubienia, bezładu, chaosu, miszmaszu, niechlujstwa, niedokładności, niefachowości, niejasności, niekonsekwencji, nieładu, nieporządku, nieskładności, niespójności, nieuporządkowania, niewiedzy, niezborności, pogmatwania, rozgardiaszu, zamętu, zamieszania, bałaganu, fermentu, ferworu, mętliku, niepokoju, zaplątania, rwetesu, szumu, wzburzenia, osłupienia, szoku, wstrząsu, zadziwienia, zaskoczenia, zdębienia, zdrętwienia, zdumienia, zdziwienia, zmieszania, mętu i przysłowiowego grochu z kapustą. 

Nie znajduję w fizycznej przestrzeni siły zdolnej do wytłumaczenia Pani Michałek, Pani Zalewskiej, Pani Szydło,..., że to nie jest tylko sofistyczny sojusz mas.

Wizja [2] – Uporządkowana wypowiedź Pana posła Rafała Grupińskiego (posiedzenie Sejmu w dniu 3 listopada; wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec Minister Edukacji Narodowej). Ale, co wyżej „wylane” Dyktatorzy „dobrej zmiany”, jako efekt społecznej debaty z niewzruszoną afirmacją, z bezwzględnym odsyłaniem w niemy niebyt wszelkich racji przeciwnych, spokojnie, konkretnie i uporządkowanie tu kierunkują i rekapitulują:

„Przez ostatnich kilka lat szkoła straciła swoją wychowawczą funkcję. W związku z tym kluczowe jest stworzenie spójnej i drożnej struktury organizacji szkół oraz wydłużenie okresu kształcenia i wychowania w jednej szkole, w tej samej grupie rówieśniczej.”
„Niezrealizowanie założeń reformy oraz niezadowalająca diagnoza obecnego stanu liceów ogólnokształcących i szkół zawodowych stanowią podstawę proponowanej nowej struktury szkół oraz zmian w podstawach programowych.”
„Zmiany ustroju szkolnego opisane w projekcie ustawy Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo oświatowe będą miały charakter ewolucyjny i rozpoczną się od roku szkolnego 2017/2018.”
„W projekcie ustawy zostały zaplanowane przepisy mające na celu ochronę miejsc pracy nauczycieli.”
„Reforma jest przeliczona, przedyskutowana i zaplanowana.”

To się chyba nazywa imperatywem zabójcy – najważniejszych wyborów dokonuje się szybko i z pominięciem wszelkich racjonalnych przesłanek. Mi jest zwyczajnie smutno...

piątek, 30 września 2016

Ridet et diabolus…

To było tak ważne, że nie będzie zasługiwać na zaistnienie…

W ostatnim dniu Kongresu Zarządzania Oświatą zorganizowanego w Gdańsku przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty kilkuset jego uczestników spotkało się z przedstawicielami MEN, w tym z wiceministrem oświaty Maciejem Kopciem. Po około 50 minutach „przemówienie” pana wiceministra organizatorzy Kongresu przerwali zwracając się z apelem do przedstawicieli resortu: „Bardzo prosimy ministerstwo, aby wysłuchało naszego zadania, a nasze zdanie - myślę, że wszystkich tutaj zgromadzonych jest takie: podejmijcie wreszcie partnerski, poważny dialog ze społeczeństwem. Zatrzymajcie reformę ustroju szkolnego, zacznijmy wreszcie konsultować i rozmawiać”. MEN oczywiście nie będzie komentować wydarzenia, nie będzie nawet informować o tym, że wydarzenie miało miejsce.

W mojej ocenie to, co przedstawiciele MEN mieli do powiedzenia w powiązaniu z tym, co usłyszeli, można uznać za ostatnią prostą przed zbliżającym się ostrym zakrętem, przed którym można jeszcze zwolnić – jeszcze jest na to czas. To, czego byłem świadkiem wyraziście oddaje znane już powszechnie zdanie: „Głupie władze nie informują głupiego społeczeństwa o swoich głupich zamiarach albo tak informują, jakbyśmy byli niedorozwinięci.” (Marcin Król, „Spacerownik po demokracji. Szatański sojusz mas z idiotami”, 13.08.2016, Gazeta Wyborcza, Magazyn Świąteczny)

Przedstawiciele „Głupiej Władzy” udawali, że informują. Zgromadzeni nie udawali, że są „niedorozwinięci”. Przerwali traktowanie ich „jakby głupich”. Pan wiceminister tak bardzo nadużywał zwrotu „jakby”, że jest to nadużycie nie tylko ewidentnym znakiem paraliżującego inteligencję stresu mówiącego (a budząca się tu litość jest upokarzająca), ale także zapewne daleko idącego wewnętrznego konfliktu i przekonania o „jakby” reformie – niepewność czynionych twierdzeń dosłownie kipiała w postawie zapadających się ramion pana wiceministra; pozostali przedstawiciele MEN „jakby” nie istnieli. Inteligentny i dowcipny dystans oraz utrzymanie skrajnych emocji na wodzy po stronie zgromadzonych uczestników było wyjątkowe i godne podziwu. Wreszcie nie wytrzymali i powiedzieli (z godnością używając bardziej „okrągłych” słów niż te tu dalej): „znamy objawy Głupoty i wiemy jakie będą ich konsekwencje”.

Szanowni uczestnicy Kongresu – aż się chciało to wykrzyczeć – mówicie mądre rzeczy, ale kto was słucha; mądry „głupiego” ani mądrym, ani głupim nawet zdaniem nie przekona. Tu nie ma na to żadnych szans. „Głupi” nie ma zdolności myśleć w kategoriach ważnych i długoterminowych. „Głupiego” cechuje żenujący brak orientacji. „Głupi” radośnie pogłębia głupotę i coraz bardziej przez to głupieje: „zmienię gimnazja na licea i co mi kto zrobi!”. Projekty nowych ustaw z 16 września to (cytując klasyka) „dopuszczenie do upadku sensu, treści, formy i rozumnej informacji” – i już do tego dopuszczono. Po przestudiowaniu tych projektów mam przede wszystkim równe sto procent pewności, że pani w szczególności minister, która wykazała się już semantycznym brakiem pojmowania znaczenia niektórych słów, tu konsekwentnie wedle tej samej modły myli „przeczytałam ze zrozumieniem” z „zreferowano mi szybko, wybiórczo i pobieżnie”. Rozumiem, pojmując skrajność zamiarów wpisanych w owe projekty, że można być jedynie fanatycznym zwolennikiem tychże zamiarów, a będąc jak ja po drugiej stronie – jest się godnym jedynie skrajnych epitetów i poniżeń.

Nie ma po co tu wypisywać wypisanych już mrowia argumentów przeciw i tych nielicznych i ciągle ewoluujących za. Nie umiem znaleźć w sobie – no taki Głupi jestem – wystarczająco prostych i jasnych słów na dostatecznie wymowne skomentowanie „mądrości” wpisanych w projekty ustaw. Jest w tym jakieś mistyczne wręcz diabelstwo. Przeczytasz – czujesz potrzebę zabrania głosu; stajesz się częścią rodzącej się niby-dyskusji nad słusznością projektowanych zmian – nie nad tym, czy w ogóle mają nastąpić, tylko nad ich skalą słuszności; nie przeczytasz – czuj się winnym – nie masz prawa stać się częścią „jakby” dyskusji nad słusznością projektowanych zmian. Psu na budę projektowane „mądrości” nawet nie wystarczą; nic z nich nie wynika poza marnowaniem wszystkiego, co tylko da się zmarnować. Prościej napisać tego już nie potrafię.

MEN doskonale zdaje sobie sprawę z istnienia koniunktury na nieczytanie „mądrości projektowanych”. OSKKO ostatecznie nie mając innego wyjścia wpisuje się w tę koniunkturę. Brak pani minister na Kongresie; lichowatość absolutna „jakby” wystąpienia pana wiceministra; udatnie zagrana aż do „czerwoności” po każdej ze stron grzeczność i wstrzemięźliwość czynionych osądów; bezwzględne odrzucenie przez OSKKO projektowanej reformy z wyrażeniem decyzji o nie braniu udziału w pozbawionej sensu konsultacji – czynią z jednego z najważniejszych głosów duchowej autentycznej elity polskiej oświaty – głos nieważny; MEN nawet nie „beknie” nad znaczeniem wydarzenia.

Proponuję zacząć liczyć straty. Moja córka jest uczennicą drugiej klasy gimnazjum. Być może moja znajomość prawa nie jest imponująca, ale wykorzystam wszystkie znane mi już teraz możliwości uzyskania zadośćuczynienia strat z jakich już zdaję sobie sprawę, strat jakich dozna moja rodzina od tych podmiotów, które będą mi winne stosowne zadośćuczynienie – czego z całą pewnością i bezwzględnością dowiodę. Żałuję (naiwnie sądząc, że „nie wypada”), że nie wystąpiłem jak dotąd w szczególności przeciw na przykład naruszaniu dóbr osobistych poprzez bezrefleksyjne, niefrasobliwe i nieodpowiedzialne gromadzenie zdumiewająco ogromnych zasobów danych osobowych poprzez ułomną aplikację „nowego SIO”. Od dziś, we wszystkich nadarzających się okazjach, w ramach obowiązków jakie realizuję, będę rozpowszechniał wiedzę w zakresie prawnych podstaw zaistnienia możliwości skutecznego przeciwstawiania się temu, ku czemu dąży w wielu aspektach MEN. Moja obywatelska godność – nie zdawałem sobie dotąd sprawy z istnienia takiego zakątku w mojej osobowości – została zraniona. W najciemniejszych kątach wyobraźni wydłubałem już jamę dla tego, z czym, mimo podejmowanych usilnych prób, nie potrafię się pogodzić.

Nie umiem dokonać obiektywnej oceny całości tego, czego doświadczam obecnie w moim kraju. Ale to, na czym w przekonaniu innych się znam, w przykry sposób zmusza do dokonywania skrajnych wyborów. Doświadczenie uczy, że lepiej to chyba jednak się żyje bez zbyt daleko idącego pojmowania rzeczy – dlatego pojmowanie staje się tym boleśniejsze im bardziej w zamiarze miało być przyjemnie kojącym.

Najwartościowszy i mocno zobowiązujący dla mnie głos jaki usłyszałem w ostatnim dniu Kongresu Zarządzania Oświatą zorganizowanego w Gdańsku przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty wybrzmiał gdzieś w tle następująco: „rodzice tych dzieci, które będą ofiarami tej reformy dużo mogą, to od nich teraz będzie najwięcej zależało”.

Zacytuję jeszcze ważne słowa przywołanego na początku tego tekstu Autorytetu: „…przyszłość musi polegać na wiedzy, bystrości, inteligencji, roztropności i wielu cechach, których nam nie brakuje, ale które zostały zepchnięte do kąta przez szatański sojusz mas z idiotami u władzy…”. Nikogo nie obrażam, a dowodem na to jest to, że sam nie czuję się obrażony. Doznaję jedynie niepotrzebnie zajmującego, dziwnie pociesznego i trudnego do opanowania wkuziretowania, które właśnie wykrzyczałem i już mi jest luźniej za kołnierzem. I wiem, że wysłano tego biednego pana wiceministra tylko po to, żeby i tym i owym po prostu nieco ulżyło… ridet et diabolus…