sobota, 8 października 2016

Przyłączam się jako Rodzic do protestu

Przyłączam się jako Rodzic do protestu, eksplozji potrzeby buntu, skrajnego wyrazu obywatelskiej troski…

Obserwuję ewolucję prawa oświatowego od kilkunastu lat. Pewnego dnia „dobrzy ludzie” dopuścili do postępującej i krępującej komplikacji tego prawa. I musiała nastać epoka partactwa. Po spartaczeniu tego wszystkiego, co się dało spartaczyć – przyszło dyletanctwo. A dziś w miejsce partaczy i dyletantów przyszli barbarzyńcy.

„[…] projekt powiela przede wszystkim wadliwe ukształtowanie większości upoważnień ustawowych, przekazując szereg kwestii do uregulowania wyłącznie w aktach wykonawczych, bez zawarcia w ustawie podstawowych rozwiązań merytorycznych w danym zakresie […], należy wskazać na blankietowy charakter oraz brak lub niewystarczającą treść wytycznych w odniesieniu do upoważnień do wydania aktów wykonawczych […]”

Jest to tylko skromny, ale i najbardziej wymowny cytat z kilkustronicowej oceny zaprezentowanych 16 września projektów zmian w prawie oświatowym, oceny dokonanej przez Rządowe Centrum Legislacji. Rządowe – znaczy dokonane przez podmiot należący do Tego Rządu, którego przedstawicielem jest pani Minister Edukacji Narodowej. Tak skrajnie negatywnej oceny czynionej przez RCL to jeszcze w minionych latach nie czytałem (a jest to tylko jedna z dostępnych już ocen „dobrej zmiany w oświacie”). Każdy, kto choćby odrobinę czuje język użyty w cytowanej ocenie, wie, że na tych kilku stronach w ramach dopuszczalnego tam poziomu językowego użyto określeń skrajnych, będących odpowiednikiem najbardziej emocjonalnie wymownych i jednoznacznych epitetów, będących wyrazem przygnębiającej żenady i zajmującego zirytowania propozycją zaistnienia stanu prawnego charakterystycznego dla wyobrażenia przemarszu barbarzyńskiej hordy przez i tak już dostatecznie zrujnowane partactwem i dyletanctwem obszary.

Dowody poprawności przedstawianej tu refleksji? Proszę: tejże oceny dokonuje RCL (R – rządowe); jeszcze nikomu nie udało się zmobilizować do wspólnych działań tylu różnorodnych środowisk jednocześnie (mobilizacji dokonuje MEN!); protest, eksplozja potrzeby buntu, skrajny wyraz obywatelskiej troski…

…ale co dalej? Odwieczny taki sam cykl: …zamiar zmiany, zmiana, brak roztropności i nieumiarkowanie, nierozsądna wiara, nieodpowiedzialność, partactwo i dyletanctwo, barbarzyństwo, klęska, zamiar zmiany… - ciekawość, kto tym razem poświęci siebie na Ołtarzu Miotły – no przecież ktoś to będzie musiał posprzątać!

Czasami zamiar zmiany jest Dobrą Zmianą, a czasami jest Durną Zmianą. A barbarzyńców przegnać to się nigdy nie da. „Barbarzyńcy zawsze przychodzą i odchodzą” (Kawafis, "Czekając na barbarzyńców"). Z jednej strony autentyczne (to tylko moja obserwacja postawy pani Minister) przeświadczenie w sporze o słuszności zapowiedzi zmiany, które jednak nie opiera się o wystarczająco racjonalne fakty i przez to bardziej przypomina wiarę w nieuchronność tego, co – jak brzmi zapowiedź – wydarzyć się musi (i na tym polega trik – „rozmawiajmy” o tym, co wydarzyć się musi; nie będziemy rozmawiać o tym, dlaczego wydarzyć się musi). Z drugiej strony rodząca się w reakcji na tę wiarę pilna potrzeba buntu, potrzeba tym silniejsza im bardziej zderza się z tą właśnie wiarą. Żywię przekonanie, że w demokracji trzeba się umieć buntować. I to zawsze. Zdecydowanie przyłączam się do buntu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz